O CNOCIE UMARTWIENIA

Kazanie, Gorzów Wlkp. 22 IV 2017
Ks. Dawid Pietras

O CNOCIE UMARTWIENIA

W dzisiejszym kazaniu pragniemy kontynuować cykl kazań o cnotach. Podejmiemy dziś temat cnoty umartwienia. Jest to bowiem tematyka mało znana i mało rozumiana wśród katolików.

W zrozumieniu drogi umartwienia ogromną pomocą są dzieła duchowe, takie jak „O naśladowaniu Chrystusa” Tomasza a Kempis czy „Walka duchowa” Wawrzyńca Scupoli. My natomiast oprzemy się w dużej mierze na nauczaniu św. biskupa przemyskiego Józefa Sebastiana Pelczara. I tu polecam gorąco jego książkę „Życie duchowe”.   

Mówiąc o potrzebie umartwienia musimy cofnąć się do wydarzenia popełnienia grzechu pierworodnego, by zrozumieć obecną kondycję człowieka, a w konsekwencji potrzebę umartwienia. Poprzez ten pierwszy grzech człowiek utracił łaskę uświęcającą i prawo do dziecięctwa Bożego, ale również zniweczył w sobie przedziwną harmonię. Była to doskonała harmonia między życiem przyrodzonym a nadprzyrodzonym, między ciałem i duszą. Skutkiem więc grzechu pierworodnego jest zepsucie ludzkiej natury. Podkreślić jednak należy, że nie nastąpiło całkowite zepsucie, jak twierdził Marcin Luter, a za nim cały nurt protestancki. To częściowe zepsucie ludzkiej natury pociągnęło za sobą duchową walkę, w którą wciągnięty został człowiek. Chrzest św. gładzi grzech pierworodny, przywraca łaskę uświęcającą, a więc życie nadprzyrodzone w duszy, ale nie usuwa całkowicie zepsucia ludzkiej natury. Pozostaje tzw. pożądliwość, jak określił to Sobór Trydencki. Ta pożądliwość jest przedmiotem walki, która trwa przez całe życie. Chrześcijanin walcząc z tą pożądliwością, ma zdobyć sobie palmę życia wiecznego. Stąd w chrześcijaninie toczy się walka między człowiekiem zepsutym i cielesnym, wynikającym z grzechu pierworodnego, a człowiekiem duchowym, złączonym z Bożą łaską. Kresem jednego jest grzech, a drugiego cnota i zasługa. Człowiek cielesny upodabnia się do szatana, a człowiek żyjący duchem do Boga. Te dwie rzeczywistości wzajemnie się wykluczają, nie mogą ze sobą współgrać, stąd człowiek cielesny musi ustąpić, by mógł zaistnieć człowiek duchowy. Stąd wynika potrzeba umartwienia, które przy pomocy łaski Bożej ruguje wszystko, cokolwiek w naturze ludzkiej jest zepsutego.

„Kiedy jesteśmy umarli sami sobie i naszym namiętnościom, wtedy dopiero żyjemy w Bogu, a Bóg nas karmi chlebem żywota i manną swoich natchnień” – naucza św. Franciszek Salezy. Umartwienie jest więc konieczne do życia chrześcijańskiego i jest drogą do doskonałości. Chrystus mówił: „Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech bierze swój krzyż i Mnie naśladuje” (Mt 16,24) oraz „Kto miłuje swoje życie, straci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, strzeże swej duszy na życie wieczne” (J 12,25).

Spójrzmy teraz na trzy stopnie umartwienia. Pierwszy i najniższy stopień polega na unikaniu grzechu śmiertelnego i wszystkiego, co do niego może prowadzić. Polega również na cierpliwym znoszeniu trudów i ofiar dla wypełniania obowiązków naszego stanu. Jest to stopień konieczny do zbawienia i obowiązuje wszystkich. Drugi stopień polega na unikaniu grzechu powszedniego, wykorzenianiu złych skłonności i odmawianie sobie w pewnej mierze nawet uciech dozwolonych, a nawet szukanie dobrowolnych rzeczy nieprzyjemnych. Stopień ten przystoi osobom pobożnym. Trzecim stopniem jest pozbywanie się również niedoskonałości dobrowolnych i dążenie do czystej miłości Bożej, do wyniszczenia i śmierci dla siebie i świata. Ten stopień cechuje dusze doskonałe i święte.

Istnieją również dwa rodzaje umartwienia: zewnętrzne i wewnętrzne. Pierwsze powściąga ciało i zmysły. Drugie trzyma na wodzy wyobraźnię, serce, żądze, język, oczyszcza z niedoskonałości rozum i wolę. Wewnętrzne jest ważniejsze niż zewnętrzne, ale oba są niezbędne. Św. Wincenty a Paulo mówił, że kto się zewnętrznie nie umartwia, nie będzie umartwiony również wewnętrznie.

Św. Józef Sebastian Pelczar pisał o owocach umartwień: „Każde umartwienie wewnętrzne czy zewnętrzne, sprawia większą lub mniejszą przykrość zepsutej naturze ludzkiej; ale też za to błogie wydaje owoce; ono bowiem przynosi rozumowi światło, iż rozprasza pomrokę pożądliwości – sercu pokój, iż niszczy przywiązanie do stworzeń – woli swobodę, iż rozrywa jej kajdany; ono jedna duszy łaski i dary Boże, usposabia ją do modlitwy, ułatwia jej zjednoczenie z Bogiem; ono wreszcie gładzi kary doczesne i przymnaża chwały wiekuistej, będąc niejako męczeństwem powolnym i tajemnym, za które Pan palmą tryumfu nagrodzi i manną skrytą nakarmi (Ap 2,17)”. Św. Piotr Alkantary objawił się św. Teresie po swojej śmierci i powiedział do niej: „O, jakże błogosławioną jest pokuta, która mi taką wyjednała chwałę!”. Potrzebujemy więc umartwień, które nas duchowo umocnią, gdyż bez nich możemy popaść w duchową nędzę. Podobnie św. Jan Paweł II w encyklice o Eucharystii napisał: „Gdybyśmy nie mieli Eucharystii, jak moglibyśmy zaradzić naszej nędzy?”. Umartwienia są więc nam potrzebne, byśmy mogli zaradzić naszej nędzy!   

Wiemy już skąd bierze się potrzeba umartwienia, jakie są rodzaje umartwienia i jakie praktyka ta przynosi owoce. Teraz przyjrzymy się pokrótce umartwieniu ciała, zmysłów, wyobraźni, żądz, serca, woli, języka, umysłu i woli.   

Niezbędne w życiu duchowym jest umartwienie ciała i zmysłów. Ciało poprzez grzech pierworodny stało się leniwe do pracy, do modlitwy i czuwania nieskore, drażliwe na wszelkie niedogodności, ale chętne do wygód i wszelkich rozkoszy. Ciało szuka zadowolenia bez względu na dobro duszy, nie patrzy na przykazania Boże czy kościelne. Zazwyczaj „pożąda przeciw duchowi” – jak nauczał św. Paweł (Ga 5,17). Kto hołduje we wszystkim swemu ciału, ten zmierza do wiecznego potępienia, a kto trzyma w karbach ciało, ten zmierza ku niebu i miłuje duszę swoją. Już wspomnieliśmy o słowach Zbawiciela: „Ten, kto kocha swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swojego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne” (J 12,25). Oczywiście słowa te należy właściwie rozumieć, gdyż nie nawołują one dosłownie do nienawiści tego życia, ale są przestrogą, by to życie doczesne nie stało się dla nas ważniejsze od troski o zbawienie naszej duszy. I ponownie św. Paweł przestrzegał: „Jeśli według ciała żyć będziecie, pomrzecie. Jeżeli zaś przy pomocy Ducha zadawać będziecie śmierć popędom ciała – żyć będziecie” (Rz 8,13).

Podobnie więc, jak Chrystus przyjął Ciało i z tego Ciała złożył Ofiarę, tak i my mamy złożyć ciała nasze na ofiarę Bogu poprzez umartwienia, a nawet poprzez śmierć męczeńską – jeśli tego zażąda Bóg. Naszym ciałem, które poprzez chrzest św. stało się świątynią Ducha Świętego, mamy naśladować Chrystusa. To ciało, które karmi się Ciałem Chrystusa w Eucharystii ma kiedyś zmartwychwstać w chwale. Poprzez umartwienie ciała mamy uniknąć popadnięcia w niewolę tegoż ciała i jego zachciankom. Św. Alfons powiedział, że „zwierzętom jest właściwe iść za popędem zmysłów, Aniołom zaś spełniać wolę Bożą; kto więc wolę Boską spełnia, staje się podobnym Aniołom, kto zmysłom hołduje, zniża się do zwierząt”. Zastanówmy się więc, czy chcemy być ludźmi ducha czy ciała, duchowymi ludźmi czy cielesnymi? Spójrzmy na przykład, ile małżeństw rozpada się z powodu pożądliwości cielesnej wobec innej osoby. Ile dramatów w domach jest z powodu braku wstrzemięźliwości od alkoholu. Ile uzależnień od hazardu, alkoholu, pornografii, seksu, telewizji, współczesnej mody itd.? A to wszystko zazwyczaj poprzez brak umartwienia. Stajemy się coraz bardziej ludźmi zniewolonymi, a nie wolnymi! Nawet mówi się o pokoleniu ludzi zniewolonych. A czy nie wynika to właśnie z braku umartwienia? Idea umartwienia jest bowiem dla większości ludzi zupełnie nieznana, a dzisiejszy świat goni za zmysłowością. Widać to chociażby w kreowanej modzie i w obecnej tam zmysłowości.     

Mistrzowie życia duchowego podpowiadają, że z ciałem należy obchodzić się jak z chorym. Odbierać mu to, co mu szkodzi, a dawać lekarstwo, choćby nawet na siłę. W umartwieniu ciała powinniśmy dać ciału to, czego najpilniej potrzebuje: zdrowy pokarm, stosowną odzież, umiarkowany spoczynek. Troszczyć się powinniśmy o ciało poprzez troskę o zdrowie poprzez wizyty u lekarza, jakąś formę sportu itd. Ważna jest również troska o higienę psychiczną, czyli odpoczynek, umiarkowana rozrywka, realizacja zainteresowań… Natomiast odmawiać ciału należy tego, co jest grzechem lub do grzechu prowadzi np. zbyt wykwintnych i obfitych pokarmów, nadużywania alkoholu, zbyt długiego snu (poza wypadkiem zmęczenia lub osłabienia), surfowania po Internecie całymi godzinami, zbytniej poufałości z płcią przeciwną. Powinniśmy również podejmować dobrowolne umartwienia ciała, odmawiając sobie czasami nawet tego, co nie jest grzechem. Takie umartwienia i ofiary zawsze ofiarujmy Bogu np. prosząc w konkretnej intencji. Mogą to być np. dobrowolne posty od pokarmów, alkoholu, radia, gazet, telewizji, Internetu, gier komputerowych itd. Znośmy też cierpliwie i w duchu pokuty niedogodności wynikające np. z trudnych obowiązków, szarej codzienności, uciążliwej pracy, niemiłego towarzystwa, choroby, starości itd. Święci byli tu mistrzami. Np. św. Franciszek Borgiasz nie wydał ani słowa skargi, kiedy wśród słoty długo stał pod furtą, nim mu otworzono. Wielu świętych pracowało bez wytchnienia, znosili cierpliwie choroby, prześladowania i niezrozumienie. By zwalczyć pożądliwość ciała wielu świętych posuwało się aż do heroicznych umartwień jak np. biczowanie się dyscypliną czy spanie na ziemi. Dla kapłanów wzorem jest tu bez wątpienia św. Jan Maria Vianney, który umartwienie ciała ofiarował w intencji nawrócenia swoich parafian. Na efekty nie trzeba było długo czekać! Ten wychudzony umartwieniami proboszcz stał się duchową potęgą! Sam się uświęcił przez tak heroiczne umartwienia i otrzymał łaskę nawrócenia parafii. Oczywiście pamiętać musimy, że w umartwieniach dobrowolnych nie możemy przekroczyć pewnej granicy, czyli nie możemy nawet w jednym procencie zaniedbać obowiązków naszego stanu, jak również spowodować uszczerbku na zdrowiu. Właściwie dwie podstawowe praktyki pokutne, czyli ochocze niesienie krzyży i wypełnianie obowiązków stanu, to już same w sobie formy umartwienia.  

Przejdźmy teraz w refleksji do umartwienia zmysłów. One są niejako sługami ciała, bo mu przynoszą wszystko, co w świecie znajdują, by karmiło się tym ciało, a przez wyobraźnię dusza. Nie wszystkie jednak pociechy zmysłowe są grzeszne, lecz tylko te, które są zakazane lub których się szuka bez godziwego celu. A ponieważ zmysły dążą ku zadowoleniu i nie patrzą na prawo Boże, dlatego należy je poskramiać umartwieniami. Umartwiać należy przede wszystkim oczy, bo są one oknami, przez które może wejść grzech. Oczy podają obraz dla wyobraźni, wyobraźnia zaś rozpala żądze, żądza pociąga wolę i oto grzech gotowy. Tu przykładem może być np. król Dawid, który zauważył kąpiącą się Batszebę, z którą następie zgrzeszył. Dlatego wielu świętych umartwiało zmysł wzroku. Wielu świętych kapłanów odrywało swój wzrok od pięknych kobiet, a kiedy musieli z nimi rozmawiać, swoje myśli wznosili do Boga – nieskończonej piękności. Dziś mamy tu ogromne wyzwanie, gdyż świat współczesny zasypuje nas ogromną ilością obrazów chociażby przez kanały telewizyjne, reklamy. Bez wątpienia wielkim zagrożeniem jest tu oglądana pornografia czy erotyka, w filmach, obrazach, książkach itd. Sceny z filmu pornograficznego pozostają nieraz w umyśle człowieka na całe lata. Tu walka jest niezwykle mocna! Ważne by roztropnie korzystać z telewizji czy Internetu, przy których niestety wielu przesiaduje bezczynnie całymi godzinami. Ile tworzy się żądz i jak zaśmieca się nasza wyobraźnia! Ważne jest też, byśmy w domu mieli krzyż czy obrazy święte na ścianie czy na biurku, gdzie pracujemy. To są odniesienia dla zmysłu wzroku, które wznoszą nas ku Bogu. Umartwiać należy zmysł słuchu. Ile jest w nas frustracji, złości, chęci zemsty, których źródłem są ludzkie słowa! Ograniczać więc należy słuchanie plotek, oszczerstw, zbereźnych dowcipów, próżnych lub czułych mów, złośliwych żartów wobec innych, donosów, zwierzeń, pochlebstw… Natomiast słuchać cierpliwie tego, co jest dla chwały Bożej lub dla dobra bliźnich. Zdarza się też czasem, że słuchanie danej osoby jest dla nas uciążliwe np. z powodu choroby, czy jakiejś wady wymowy. Wysłuchajmy jej jednak z cierpliwością. Zwróćmy uwagę na to, czego słuchamy i co kształtuje nasze myślenie. Dziś ma się wrażenie, że umartwienie i ograniczenie korzystania z mediów jest konieczne, by nie zwątpić w wierze, by nie wpaść w liberalne myślenie, które jest lansowane przez większość współczesnych mediów. Wiemy bowiem, że wiara się bierze ze słuchania, jak nauczał św. Paweł (Rz 10,17). Czy z tego, co słucham na co dzień, rodzi się i umacnia katolicka wiara? Czy nie trzeba mi tu również większego umartwienia? Umartwiać należy także zmysł powonienia, choć nie jest on tak niebezpieczny dla duszy, jak wzrok czy słuch. Możemy tu ograniczyć lub zrezygnować np. z używania perfum czy dezodorantów. Możemy z cierpliwością i bez narzekania znosić niemiłe zapachy np. od osoby bezdomnej, w szpitalu. Przykładem tej cnoty będzie zapewne św. Matka Teresa z Kalkuty. Trzeba też umartwiać zmysł smaku. Tym zmysłem możemy popełnić wiele grzechów np. poprzez żarłoczność, marnowanie pokarmu czy nadmierne picie alkoholu. Św. Józef Sebastian Pelczar pisał: „Bóg nakazał jeść, abyśmy żyli, a nie na to żyć, abyśmy jedli”. Nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu – jako grzech główny – pociąga za sobą ociężałość w modlitwie, w pracy, w duchowej walce, czyni dusze niezdolną do ofiar, skorą do płochych żartów i gadulstwa. Ponadto wzmaga intrygi i prowadzi do grzechów nieczystych, wzniecając żądzę poprzez brak hamulca. Św. Kassyan powiedział, że jest rzeczą niemożliwą nie czuć pokus zmysłowych w ciele przepełnionym pokarmem i napojem. W umartwieniu zmysłu smaku pomagają nam też nakazane przez Kościół posty i wstrzemięźliwość od pokarmów mięsnych. Św. Franciszek Salezy nauczał: „Jeść i pić należy tyle, ile potrzeba do utrzymania zdrowia i zachowania sił, strzegąc się zbytniej surowości, jak i pobłażliwości, gdyż przez surowość ciało staje się niedołężne, a przez pobłażliwość zuchwałe”. Podobnie dziękować powinniśmy Bogu za każdy pokarm, pamiętając o tych, którzy go nie mają. Nie narzekać, że stół za mało zastawiony i nie wybrzydzać. Podzielić się chętnie z głodnymi i biednymi swoim pokarmem.      

Podejmiemy teraz refleksję nad umartwieniem wyobraźni, żądz i serca. Wyobraźnia jest wewnętrznym zmysłem, który odbija jakby w zwierciadle wrażenia otrzymane od zmysłów zewnętrznych, zmienia je i rozwija. Nosi w sobie najwięcej znamion grzechu pierworodnego – pisze św. J.S. Pelczar. Święci nazywali wyobraźnię biegającą wariatką. Wyobraźnia pobudza więc żądze, budzi pragnienia, zatrważa serce, tworząc nieustanny hałas w duszy. Wyobraźnię poskramiamy i uspokajamy, kiedy umartwiamy zmysł wzroku czy słuchu, kiedy bardziej kierujemy się rozumem oświeconym wiarą niż odczuciami czy emocjami. Należy unikać czczych rojeń, snów na jawie, marzycielstwa, pogoni za zabawami, próżnego oglądania telewizji czy surfowania po Internecie, podróżomanii… czyli uważania życia za miły sen lub piękną komedię. A co do podróżomanii, to warto zastanowić się nad słowami Tomasza a Kempis: „Kto wiele podróżuje, ten mało się uświęca”. Szczególnie na poskramianiu wyobraźni winni skupić się ci, którzy mają tzw. żywą wyobraźnię. Trzeba nam trwać nieustannie w Bogu i myśl naszą wznosić do Boga jak najczęściej, tak by powoli uspokoić wyobraźnię. Wyobraźnię powinniśmy wykorzystać do wielkich dzień dla Boga. Św. Maksymilian Kolbe czynił wielkie rzeczy, do czego prowadziła go wyobraźnia kierowana rozumem.  

Żądze – według św. Tomasza z Akwinu – są poruszeniami, które powstają w pożądaniu zmysłowym na widok czegoś dobrego lub złego, na skutek wyobraźni. Nie są ani dobre ani złe, ale zależą od tego, co je porusza. Należy więc nad nimi zapanować i odpowiednio wykorzystać na chwałę Pana. Żądze nie kontrolowane przyćmiewają rozum, a nawet gaszą światło wiary, zastraszają serce, podbijają wolę. Żądze skusiły np. Kaina (żądza zemsty), Salomona (żądza bałwochwalstwa i nieczystości), Judasza (żądza pieniędzy i władzy) czy faryzeuszów (żądza zazdrości). Umartwiać żądze znaczy więc narzucić im karby rozumu, a rozum poddać pod prawo Boże. Trzeba modlić się nieustannie o łaskę pokonania żądz, gdyż bez łaski Bożej nic nie możemy uczynić. Trzeba również mieć baczne oko na zmysły i wyobraźnię. Podjąć walkę nad wykorzenieniem żądzy głównej, usuwać wady charakteru i temperamentu, takie jak roztrzepanie, porywczość, hardość lub bojaźliwość, nieumiarkowaną wesołość lub ponurość ducha, zbytnią ruchliwość albo powolność, niestałość humoru, drażliwość i skłonność do kaprysów… Św. Franciszek Salezy żądzę miłości uporządkował poprzez miłość do Boga. Święci odnosili tu wiele zwycięstw poprzez intensywną pracę! 

Kolejnym krokiem jest umartwienie serca. Pismo św. uważa serce za ognisko uczuć, źródło pragnień, zamiarów i czynów. Przed grzechem pierworodnym serce lgnęło do Boga, teraz zazwyczaj lgnie do świata i stworzeń. Należy więc modlić się o serce czyste i doskonałe oraz kształtować to serce na podobieństwo Serca Jezusowego przede wszystkim przez częste przyjmowanie sakramentu spowiedzi, Komunii św. czy np. odmawianie litanii do Serca Jezusowego. Można powiedzieć, że różne ludzie mają serca. Św. Józef Sebastian Pelczar nauczał o tym: „Przy pomocy łaski Jezusowej usuwać co w sercu jest skażonego i wzmacniać co jest słabego; a mianowicie, jeżeli serce jest ciasne, rozszerzać je miłością Bożą; jeżeli jest zimne i twarde rozpalać w modlitwie i zwilżać Krwią Zbawiciela; jeżeli jest zbyt słabe i do powoju podobne, dać mu krzyż za podporę; jeżeli jest zbyt niestałe, przykuć je złotym łańcuchem miłości do Serca Jezusowego; jeżeli jest zbyt miękkie i lgnące do serc innych, otoczyć je cierniem bojaźni Bożej; jeżeli już gdzieś grzesznie przylgnęło, wyrzucać zeń czym prędzej złe lub szkodliwe przywiązania i uczucia”. Serce umartwiać powinien kapłan, osoba konsekrowana i małżonek, by wytrwać w złożonych ślubach. Jak również osoba wolna winna poddawać pod kontrolę poruszenia serca. Kierować się tu zawsze powinno rozumem i wiarą. Zdarza się, jak wiemy, że małżonkowie zostawiają się po ślubie, gdyż zakochali się w innej osobie, i kapłani zostawiają posługę z powodu zauroczenia kobietą. Tutaj każdy musi być niezwykle czujny! Wiemy, że uczucie serca rozwija się i w pewnym momencie może być niemal nie do wyhamowania! W przywiązaniu serc do osób należy zastosować też właściwą hierarchię. Dla przykładu, nie może małżonka być bardziej przywiązana do swojej matki niż własnego męża, podobnie nie może bardziej kochać swoich dzieci niż małżonka.                    

I na końcu podejmijmy rozważanie nad umartwieniem języka, umysłu i woli. Św. Jakub nazywa język „powszechnością nieprawości” i pisze, że „języka żaden z ludzi nie może ukrócić” (Jk 3,6.8). Dokładnie wyjaśniam to w kazaniu o grzechach języka. Tak więc, umartwienie języka polegać będzie na niemówieniu niepotrzebnych słów. Przede wszystkim słów, które są grzechem, takie jak ubliżanie Bożej Opatrzności, naszej wierze czy władzy kościelnej. Wstrzymać się powinno ponadto od mówienia słów nieskromnych, dwuznacznych żartów, kłamstw, słów nieszczerych, obrażających, gwałtownych, gniewliwych, wyśmiewających innych, plotek, oszczerstw itd. Walkę z językiem podjąć powinny przede wszystkim osoby z natury gadatliwe i trzymać się przestrogi bł. Alfonsa Rodrigueza: „Kto chce postąpić na drodze Pańskiej, niech wiele mówi z Bogiem, a mało z ludźmi”.

Kolejnym wyzwaniem jest umartwianie umysłu. Rozum dotknięty grzechem pierworodnym ma trudności w poznaniu światła Bożego. Chętnie skupia się na rzeczach zewnętrznych, a trudno przychodzi człowiekowi podnieść swój rozum do nieba, do Bożych prawd, które przekraczają możliwości rozumu, ale nie są z nim sprzeczne. Dzieje się tak zwłaszcza u tych, których rozum zaciemniony jest ciągłym życiem w grzechu ciężkim, i u tych, którzy utonęli w dobrach i pociechach tego świata. Umartwianiem umysłu będzie unikanie niepotrzebnej żądzy wiedzy, karmienia się niepewnymi informacjami z dziedziny nauki itd. Należy więc pamiętać, że początkiem mądrości jest bojaźń Pańska, a najwyższą wiedzą jest poznanie i ukochanie Jezusa Chrystusa. Tomasz a Kempis pisze, że „biada tym, którzy się dopytują u ludzi o wiele rzeczy ciekawych, a mało dbają o to, aby znali drogę służenia Bogu”. Zadajmy więc sobie pytanie: Ile poświęcamy czasu na poznanie Boga i Jego nauki? Umartwianie umysłu to też praktykowanie cnoty pokory. I tu polecam kazanie „O cnocie pokory i grzechu pychy”. Pychą rozumu jest zarozumiałość, czyli bezrefleksyjna pewność siebie, a podważanie zdania innych. Uważajmy, by sąd własny nie stał się dla nas bogiem i nie spowodował poczucia wyższości nad drugimi. Miejmy świadomość, że może dużo wiemy, ale jest więcej rzeczy, o których nie wiemy i są ludzie mądrzejsi od nas. Potrzeba więc nam dużo pokory. Potrzeba poznania dogmatów katolickiej wiary, a szczególnie nauki o życiu wiecznym. Św. J.S. Pelczar tak naucza o umartwieniu umysłu: „Trzeba zatem ukochać Boga i wprowadzić Go w świat myśli; a w tym celu przy Jego pomocy usuwać przede wszystkim myśli złe, mianowicie przeciwne wierze, miłości, pokorze, czystości, posłuszeństwu – usuwać przy tym myśli światowe i niepożyteczne, jak pragnienia bogactw, wygód, zaszczytów, jak zadowolenia miłości własnej, czcze marzenia, próżne nadzieje, niepotrzebne troski i obawy – usuwać zaś albo sposobem zaczepnym, uderzając wprost na te myśli i odrzucając je ze wstrętem, albo opornym, zwracając spokojnie uwagę ducha gdzie indziej i zamiast złych myśli podsuwając dobre”.

I na końcu zastanówmy się nad potrzebą umartwienia woli. Wola jest królową duszy. Ona nadaje kierunek życiu moralnemu, bo ostatecznie wybiera między dobrem a złem. Przed grzechem pierworodnym wola dążyła ku dobremu. Dziś potrzebuje Bożej łaski, by wybierać dobro, bo raczej skłania się ku złu, gdyż jest ono łatwiejsze. Idzie raczej za żądzami niż za rozumem oświeconym wiarą. A tymczasem Zbawiciel stawia nam warunek pójścia za nim: „Jeśli kto chce za Mną iść, niech sam siebie zaprze i weźmie krzyż swój, a naśladuje Mnie” (Mt 16,24). Trzeba nieustannie prosić Boga, by naszą wolę ukształtował według swojej woli i dał nam siłę, byśmy szli za Nim. To właśnie jest świętość: zgodność naszej woli z wolą Boga, o czym mówił św. Maksymilian Kolbe (W=w). Należy więc odrywać nasze serca od spraw świata i pytać się, czy nasza postawa podoba się Bogu. Św. J.M. Vianney nauczał: „Nic nie mamy własnego, oprócz  naszej woli – to jedyna rzecz, którą możemy od siebie ofiarować Bogu; to też podobno jeden akt wyrzeczenia się swej woli milszy jest Bogu niż trzydzieści dni postu”. Poza kształtowaniem pokory należy położyć nacisk na kształtowanie cnoty miłości. Obie to królowe cnót.         

Podsumowując naszą refleksję o cnocie umartwienia… Św. Paweł wzywa nas, byśmy oblekli się w nowego człowieka na wzór Chrystusa, a zrzucili z siebie starego człowieka, który psuje się według rządz błędu (Ef 4, 21-24). Podejmijmy więc ochoczo trud umartwienia, trud walki o chrześcijańską doskonałość. Pokonując pokusy i pożądliwość ciała, realizować będziemy nasze największe powołanie – do świętości! Niech Bóg wspomaga nas swoją łaską posiłkową w tej drodze.