ks. Dawid Pietras
Zielona Góra
30 maja 2010 r.
KAZANIE PRYMICYJNE KSIĘŻY
DOMINIKA I BARTOSZA ORLICKICH
(Uroczystość Trójcy Przenajświętszej)
„Z drżeniem i czcią przystępuj do tego aktu [Eucharystii].
Miej się na baczności i pamiętaj, jaka to posługa
została ci powierzona przez włożenie rąk biskupa.
Oto zostałeś kapłanem, uświęconym do sprawowania Sakramentu,
uważaj więc, abyś wiernie i nabożnie składał (…) ofiarę Bogu,
a sam pozostawał zawsze bez skazy. Nie ulżyłeś sobie ciężaru,
ale związałeś się jeszcze silniej więzami posłuszeństwa
i jakby przymusem większej i doskonalszej świętości” (IV, V, 2).
DROGI KSIĘŻE DOMINIKU I KSIĘŻE BARTOSZU
Takimi oto słowami Tomasz a Kempis w znanej książce „O naśladowaniu Chrystusa” opisywał tajemnicę kapłaństwa. Wyście w piątek stali się jego uczestnikami. Odpowiedzieliście na ten głos Bożego powołania rozbrzmiewający w zaciszu waszych serc: PÓJDŹ ZA MNĄ!
Dziś wielu z nas spogląda na braci Dominika i Bartosza ubranych w kapłańskie szaty. Zapewne wielu z nas pamięta ich z niemowlęcego wózka, z beztroskich dziecięcych zabaw, z ławki szkolnej, a w końcu z seminaryjnych lat czy też z wakacyjnych kleryckich praktyk. Sam mogłem towarzyszyć Księdzu Dominikowi przez pierwszy semestr seminarium, wspólnie z nim mieszkając. Z Księdzem Bartoszem dzieliłem liturgiczną pasję, pełniąc wraz z nim posługę ceremoniarza. Ale dziś jest już jakoś inaczej…
Staje więc przed nami tajemnica kapłańskiego powołania i tajemnica młodych serc, które z ufnością odpowiedziały na nie.
Zadajmy więc sobie teraz pytanie: kim właściwie jest kapłan? Uczestnikami jakich darów stali się bracia Dominik i Bartosz dwa dni temu w gorzowskiej katedrze?
Trzeba zauważyć, że zostali wyświęceni w czasie szczególnym: w roku poświęconym kapłanom, podczas którego patronuje św. Jan Maria Vianney proboszcz z Ars.
Tenże święty mówił, że godność kapłańska jest tak wielka, że gdyby spotkał anioła i kapłana jednocześnie, to najpierw pozdrowił by kapłana, a dopiero później anioła. Swą postawę motywował tym, że anioł jest tylko wysłannikiem Boga, a kapłan Jego zastępcą.
Pragnę tu zacytować dłuższy fragment z jego kazania o kapłaństwie: „Gdyby nie było sakramentu kapłaństwa, nie mielibyśmy Pana wśród nas. Kto bowiem włożył Go do tabernakulum? Kapłan. Kto przyjął wasze dusze do społeczności Kościoła, kiedyście się narodzili? Kapłan. Kto karmi je, by miały siłę do ziemskiego pielgrzymowania? Kapłan. Kto przygotowuje je, aby mogły stanąć przed Bogiem, wykąpane we Krwi Jezusa Chrystusa? Kapłan. Zawsze kapłan. A kiedy dusza popadnie w grzech śmiertelny, kto ją wskrzesi do życia? (…) Tylko kapłan. Nie znajdziecie żadnego dobra, które pochodzi od Boga, żeby za nim nie stał kapłan.
Spróbujcie wyspowiadać się przed Matką Bożą albo przed którymś z aniołów. Rozgrzeszą was? Nie. Czy mogą dać wam Ciało i Krew Pańską? Nie. Najświętsza Maryja Panna nie ma władzy sprowadzenia swego Syna do hostii. Choćby stanęło przed wami dwustu aniołów, nie mają oni władzy odpuszczania wam grzechów”.
W innym miejscu św. proboszcz z Ars powiedział, że „Kapłan ma klucz do skarbów niebieskich: to on otwiera bramy nieba; jest ekonomem Boga, zarządcą Jego dóbr”.
Jakże wiele otrzymaliśmy przez pośrednictwo kapłanów…
DROGI KSIĘŻE DOMINIKU I KSIĘŻE BARTOSZU
Mogę powiedzieć z własnego, choć tylko dwuletniego doświadczenia, że najpiękniejsze wydarzenia w kapłaństwie dokonują się nie w spektakularnych akcjach, nie wyrażają się w organizowaniu festynów, koncertów, ale największe rzeczy dzieją się przy ołtarzu i w zaciszu konfesjonału.
To właśnie przy ołtarzu kapłan spełnia swą najdonioślejszą posługę: UOBECNIANIE MĘKI I ŚMIERCI CHRYSTUSA! Uobecnianie na sposób bezkrwawy Ofiary Chrystusa, z której czerpią swą moc wszystkie sakramenty to największe zadanie kapłana! Kapłan jest dla ołtarza, a ołtarz dla ofiary. KAPŁAN, KTÓRY RUTYNOWO I POWIERZCHOWNIE PRZEŻYWA EUCHARYSTIĘ ODPŁYWA OD ŹRÓDŁA, TRACI SWOJĄ TOŻSAMOŚĆ I W KOŃCU GAŚNIE.
Ś.p. ks. Infułat Henryk Guzowski powiedział kiedyś, że „księża odchodzą z kapłaństwa, bo się nie modlą”. Kapłan więc przede wszystkim musi być – pozwolę sobie na neologizm – BOGOMÓDLCĄ”! I tu przypominają mi się słowa ojca duchownego z rekolekcji przed moimi święceniami, że „duchowość kapłana kształtuje się w świetle wiecznej lampki”.
Ks. Tadeusz Dajczer w swojej książce „Rozważania o wierze” przywołuje taką sytuację: „Kardynał Lercaro , arcybiskup Bolonii, mówił na spotkaniu z księżmi z właściwym sobie ferworem i żarem o konieczności codziennej półgodzinnej medytacji. Po konferencji, w trakcie dyskusji, wstał jeden z młodych księży i powiedział: Oczywiście, proszę Eminencji, w teorii jest to jasne i proste – trzeba odprawiać rozmyślanie…, ale kiedy? Bo mój dzień tak oto wygląda: Wstaję o g. 6.30, o 7.00 Msza św., spowiedź, potem lekcje religii, obiad, a po nim zajęcia z chłopcami w oratorium, wizyty u chorych, praca w kancelarii parafialnej, rozmowy duszpasterskie. Wieczorem mam zajęcia z młodzieżą mniej więcej do północy. I gdzie znaleźć miejsce na półgodzinną medytację, jeżeli ledwie mieszczę się z brewiarzem? Masz rację, powiedział kardynał, rzeczywiście nie masz czasu na półgodzinną medytację. Twoje zajęcia tak cię „zaduszają”, że nie masz kiedy się modlić. Nie możesz pozwolić sobie na półgodzinną medytację, musisz odprawiać ją nie przez pół, ale przez półtora godziny” (A. Pronzato, Ho voglia di pregare, 113).
W natłoku kapłańskich obowiązków codziennie musi się znaleźć czas na audiencję u samego dawcy powołania – Boga! Tam jest źródło siły i odwagi do stawiania czoła wyzwaniom, które przyjdą. W tym miejscu staje mi przed oczyma przykład Jana Pawła II, który nawet książki pisał w kaplicy przed tabernakulum. Kard. Dziwisz mówił o nim, że to góra modlitwy. Żeby nieść Boga innym, wpierw trzeba być samemu Nim napełnionym.
Św. Jan Vianney, kiedy przybył do Ars na pierwszej mszy w niedzielę miał 3 osoby. Miejscowość liczyła 250 osób. W niedzielę wszyscy siedzieli w karczmach, chodzili na zabawy, pracowali… Swoim rozmodleniem, postem i cierpieniem nawrócił całą wieś. Do Ars zbudowano kolej, postawiono ponad 20 hoteli, bo św. Jan Vianney w ciągu roku spowiadał 80 000 ludzi. Oto efekt kapłana „bogomódlcy”.
Ktoś kiedyś stworzył maksymę bycia kapłanem: „WÓDZ MUSI MIEĆ BARDZIEJ BEZPOŚREDNIĄ RELACJĘ Z BOGIEM, ANIŻELI Z LUDŹMI”. Nie zrozumcie mnie źle, Drodzy Bracia i Siostry. Kapłan jest dla was, ale co wam da, jeśli sam nie będzie napełniony Bogiem?
DROGI KSIĘŻE DOMINIKU I KSIĘŻE BARTOSZU
Otrzymaliście więc wielki dar. Św. Jan Chryzostom pisze, że „kapłanom dał Bóg taką moc, jakiej nie użyczył ani aniołom ani archaniołom. Tym, co mieszkają na ziemi zlecił, by szafowali tym, co jest w niebie”.
Kapłaństwo jest Wam dane, ale i zadane. Jest jak ewangeliczny talent, który trzeba rozmnożyć. Kapłaństwo jest jak skarb, który nosimy w naczyniach glinianych. Trzeba Wam strzec tego skarbu, strzec własnej kapłańskiej tożsamości. Wciąż trzeba mieć świadomość tego, kim jestem…
Droga kapłańska jest piękna, jest wspaniałą przygodą z Bogiem, ludźmi, Kościołem… Otwiera szerokie horyzonty… Posługa kapłańska pełniona z pokorą i zaangażowaniem przynosi głęboką radość w sercu…
To podnosi kapłańskiego ducha, kiedy słyszy się, że było piękne kazanie… kiedy ktoś przychodzi do spowiedzi, prosząc o kierownictwo duchowe… kiedy młodzież na katechezie chce, by ksiądz ich uczył w kolejny rok… kiedy 30 młodych ludzi przychodzi na spotkanie Oazy… kiedy widzi się zasłuchanych kandydatów do bierzmowania… kiedy widzi się oczekujących chorych na Komunię św. w pierwszą sobotę miesiąca… kiedy ktoś mówi, że oto jest „ksiądz z powołania”…
Ale posługa kapłana nie jest wolna od trudów…
Ale jakże trudne jest to dla kapłana, kiedy pokątnie słyszy się krytykę kazania, nad którym spędziło się kilka godzin… kiedy trzeba odmówić kapłańskiego rozgrzeszenia lub nie dopuścić kogoś do godności rodzica chrzestnego… kiedy młodzież na katechezie wydaje się odrzucać Ewangelię… kiedy na kolejnej mszy niedzielnej po bierzmowaniu 90% wybierzmowanych nie ma już w kościele… kiedy dotyka kapłańska samotność, przemęczenie, niezrozumienie… kiedy ktoś wulgarnie wyraża się o kapłanach… o Kościele… kiedy ktoś mija bez słowa lub ostentacyjne się uśmiecha do kapłana niosącego Najświętszy Sakrament do chorych… kiedy ludzie odchodzą, bo ksiądz wymaga i mówi o niewygodnych tematach… i w końcu… kiedy ma się wrażenie, że praca nie przynosi owoców…
Ośmielę się powiedzieć, że dzisiaj kapłaństwo to jest bohaterstwo. Wciąż trzeba się przeciwstawiać mentalności świata. Często zostaje się samemu w batalii na argumenty. Wciąż pojawia się pokusa pójścia na kompromis, ale „wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia” – napisał św. Paweł.
I nie raz zadziwicie się mocą Boga i tym co zdziała przez Was. Jeszcze nie raz zadziwicie się również własną słabością… Bo mimo wielkiej godności w kapłanie jest też i ludzka słabość. Bardzo lubię przytaczać tu porównanie do zardzewiałego kranu, z którego płynie krystalicznie czysta woda.
DRODZY KSIĘŻA PRYMICJANCI!
Kończąc to prymicyjne słowo, pragnę jeszcze dodać, byście nie oczekiwali wdzięczności od ludzi… Nie oczekiwali pochwał… Wszystko, co czynicie czyńcie w imię Jezusa… i ze względu na to, kim jesteście. Pamiętajcie, że wkład pracy zawsze jest o wiele większy niż owoce, których się spodziewamy. Pamiętajcie, że owoców często nie widać… albo potrzeba czasu by wystąpiły. Owoce posługi kapłańskiej zostawcie mocy Ducha Świętego. Jesteśmy tylko narzędziami w Jego ręku.
W parafii Królowej Polski w Gorzowie, w której pełnię posługę jest sanktuarium św. Weroniki Guliani, włoskiej mistyczki. Niech jej słowa podsumują to prymicyjne kazanie:
„Jak mogliście, to uczynić kapłani, że trzymając Go
w dłoniach nie oszaleliście z miłości”.
AMEN