WIERZĄCY NIEPRAKTYKUJĄCY

ks. Dawid Pietras
Uroczystość Zesłania Ducha Św.
Gorzów Wlkp. A.D. 2016

„WIERZĄCY NIEPRAKTYKUJĄCY"

Przeżywamy dziś uroczystość Zesłania Ducha Świętego, dzień Zielonych Świąt, który kończy okres Wielkanocy. W tym to pięćdziesiątym dniu po zmartwychwstaniu, a dziesiątym dniu po wniebowstąpieniu Pana Jezusa, On sam posłał z Nieba obiecanego Ducha Świętego Pocieszyciela. Posłał go w postaci ognistych języków, które zstąpiły na Maryję i Apostołów. Umocnieni tymże Duchem Apostołowie poszli na cały świat, by głosić Ewangelię. Św. Jan umarł na wygnaniu na wyspie Patmos, a reszta Apostołów umarła śmiercią męczeńską.       

Mężna postawa Apostołów, ich ewangelizacyjny zapał aż po oddanie życia, uczy nas dawać świadectwo o Chrystusie. Mamy świadczyć o Bogu zmartwychwstałym żywą wiarą! On zmartwychwstał i żyje! Żyje w swoim Kościele, w sakramentach, w słowie Bożym… Czy nasze życie jednak świadczy o tym? Coraz częściej spotykamy się z ludźmi deklarującymi się jako WIERZĄCY NIEPRAKTYKUJĄCY. Jest to już powtarzane jak mantra i stało się utartym sloganem. Przyjrzyjmy się dziś bliżej takiej postawie. Ile postawa tzw. wierzących niepraktykujących ma wspólnego z postawą niezłomnych Apostołów? Chyba niewiele. Zastanówmy się w dzisiejszym kazaniu nad tym stwierdzeniem.    

Św. Jan Paweł II wołał do zgromadzonych na Lednickich Polach: „U początku nowego tysiąclecia […] ze szczególną mocą docierają do nas słowa, które Pan Jezus skierował kiedyś do Piotra: «Duc in altum! – Wypłyń na głębię!» To wezwanie wypowiedziane u brzegów Jeziora Galilejskiego miało sens praktyczny – była to propozycja, ażeby Piotr odbił od brzegu i mimo zniechęcenia raz jeszcze zarzucił sieci. Równocześnie jednak miało ono głęboki sens duchowy: było zachętą do wiary”. Polecenie, które otrzymał św. Piotr, by wypłynąć na głębie i zarzucić sieci pokazuje, że wiara musi być połączona z uczynkami. Papież więc tym wołaniem podkreślił praktyczny wymiar wiary. 

Można by powiedzieć, że „wierzący niepraktykujący” jest jak kochający niepraktykujący. Kocha, ale nie okazuje tej miłości, nie praktykuje jej! Kto uwierzy w taką miłość? Piotr zaufał Jezusowi i wypełnił Jego polecenie wypłynięcia i zarzucenia sieci, mimo iż wydawało mu się to bezcelowe, ponieważ łowili bezskutecznie całą noc. Swoje zaufanie do Jezusa wyraźnie potwierdził czynem.  

Czy jest więc możliwe być katolikiem bez chodzenia do kościoła? Ktoś kiedyś próbował zobrazować to przy pomocy następujących porównań, że „wierzący niepraktykujący” jest, jak: „Żołnierz, który nie służy w wojsku. Obywatel, który nie płaci podatków i nie głosuje. Sprzedawca, który nie ma klientów. Żeglarz na statku bez załogi. Biznesmen na bezludnej wyspie. Pisarz bez czytelników. Piłkarz bez drużyny. Polityk, który jest pustelnikiem. Naukowiec, który nie publikuje swoich odkryć”.

Życie chrześcijańskie bez praktyki, a więc nieustannego pogłębienia staje się karykaturą relacji z Chrystusem. Bardzo precyzyjnie mówi o tym św. Jakub w swoim liście: „Jaki z tego pożytek (…), skoro ktoś będzie utrzymywał, że wierzy, a nie będzie spełniał uczynków? Czy sama wiara zdoła go zbawić? Jeśli na przykład brat lub siostra nie mają odzienia lub brak im codziennego chleba, a ktoś z was powie im: Idźcie w pokoju, ogrzejcie się i najedzcie do syta! – a nie dacie im tego, czego koniecznie potrzebują dla ciała – to na co się to przyda? Następnie św. Jakub dodaje: Tak jak ciało bez ducha jest martwe, tak też martwa jest wiara bez uczynków(Jk 3,14-16.26). Wiemy też, że tezą protestancką jest tzw. sola fide (tylko wiara). Według poglądów protestanckich tylko wiara jest istotna do zbawienia, uczynki nigdy nie mogą stanowić podstaw do usprawiedliwienia.        

Na uwagę zasługują jeszcze jedne słowa św. Jakuba: „Wierzysz, że jest jeden Bóg? Słusznie czynisz – lecz także i złe duchy wierzą i drżą” (Jk 2,19). Nie wystarczy więc uznawać istnienia Boga, lecz wiarę musi przepełniać miłość do Niego i wdzięczność! Bo czy można obejść się obojętnie wobec faktu, że Bóg stworzył nas na swój obraz, że stał się człowiekiem z miłości do nas, że umarł na krzyżu, że zmartwychwstał, że pozostał w swoim Kościele, w swoim słowie, w ofierze Mszy św., na której umiera mistycznie na ołtarzu i daje się w Komunii św., że otworzył nam niebo, że zawsze odpuszcza grzechy w sakramencie pojednania? Czy za takie dary można przejść obojętnie z Chrystusem? Czy nie należy się Bogu nawet godzina w tygodniu? Jak na te dary wygląda odpowiedź tzw. wierzącego niepraktykującego? Mówią, że nie mają czasu na niedzielną Eucharystię., ale ile czasu poświęcają na rozrywkę, chodzenie po marketach i galeriach? Czym oni się zajmą, kiedy wprowadzona zostanie w Polsce ustawa o niedzieli jako dniu wolnym od pracy? Czy ci ludzie wierzą jeszcze w Jezusa Chrystusa? Wierzą w Chrystusa Eucharystycznego? Może ostatni kolejny cud eucharystyczny w Legnicy pokazuje nam wołanie Boga o wiarę w Jego Rzeczywistą Obecność. Wiara Polaków w Eucharystię topnieje. Dlatego tzw. wierzącym niepraktykującym trzeba zadać pytania: Jak można wierzyć w Chrystusa, ale nie interesować się tym, że to On założył swój Kościół? Ani nie interesując się tym, co powiedział? Autor Listu do Hebrajczyków pisze: „Bez wiary nie można podobać się Bogu” (Hbr 11,6). A św. Jan naucza: „Kto mówi, że zna Boga, a nie zachowuje Jego przykazań, jest kłamcą i nie ma w nim prawdy” (1 J 2,4). Kiedyś po kolędzie spotkałem ojca rodziny, który zapewniał, że jest wierzący, ale niepraktykujący. W rozmowie jednak wyszło jasno, że nie wierzy w obecność Chrystusa w Eucharystii! Obawiam się, że jego poglądy podziela większość tzw. wierzących niepraktykujących. Ile też osób pobożnych nacierpi się od tych ludzi nawet w własnych rodzinach… Wciąż wyśmiewani i napiętnowani, praktykują swoją wiarę mimo tych drwin i niezrozumienia.     

Niestety ile razy widzimy, jak po chrzcie św. dziecka jego rodzice latami nie pokazują się w kościele. Ponownie pojawiają się przed Komunią św. dziecka, po której następnie znowu znikają. Z ulgą odczuwając koniec rocznego chodzenia do kościoła i na spotkania. Zmęczeni białym tygodniem… Podobnie młodzież po bierzmowaniu, biorąc przykład rodziców, znika po tym sakramencie z kościoła! To tak jakby Apostołowie zaraz po zesłaniu Ducha Świętego stracili wiarę i zapał do pracy misyjnej. Tak wychowani, a właściwie nie wychowani do wiary, nie chcą zawierać ślubów i żyją w grzechu. I tak rośnie nowe pokolenie, które nazywa się wierzącym niepraktykującym. A co odważniejsi już wprost mówią, że w Boga nie wierzą. Jakże łatwo więc jest przejść z przekonania bycia wierzącym niepraktykującym do określenia siebie jako niewierzący. Widzimy jak wąska jest tu granica. Właściwie życie jednego i drugiego zazwyczaj nie różni się od siebie. A kiedy przychodzą do kancelarii po zaświadczenie, by mogli być chrzestnymi, z wielkimi pretensjami wysłuchują decyzji odmownej kapłana. I oczywiście winę zwalają na Kościół! A przecież oni sami są Kościołem, ale niestety zapewne jego martwą częścią. Nie dają w swoich środowiskach żadnego chrześcijańskiego świadectwa. Wciąż krytykują Kościół i kapłanów, bardziej słuchając lewackich mediów niż Słowa Bożego. Posługują się utartymi sloganami, które bezmyślnie powtarzają, usprawiedliwiając tak swoje sumienia. Mówią, że ksiądz dla nich nie ma czasu. Ale kiedy przychodzi po kolędzie, zastaje drzwi zamknięte. Kompletnie nie wychowują dzieci do wiary, ale mają pretensje do katechety, że za dużo wymaga. Nie chodząc do kościoła, nie słyszą kazań. Powtarzają jednak utarte slogany, że z ambony mówi się tylko o polityce i woła o pieniądze… itd. Polecam „Kazanie dla świątecznych wiernych” wygłoszone na Mszy rezurekcyjnej przez o. Wiktora Tokarskiego OFM. Polecam również książkę Autostrada do wiecznego zatracenia katolików niepraktykujących? ks. Sebastiana Józefa Kępy.             

Czasem niektórzy mówią, że „chodzą do kościoła tylko wtedy, kiedy mają potrzebę”. Może na pasterkę, rezurekcję, Boże Ciało… Co bardziej jeszcze letni zatrzymają się jedynie na święconce i na okazjach takich jak chrzciny dziecka, pierwsza Komunia św. chrześniaka, ślub i oczywiście pogrzeb. Coraz więcej z nich nie przystępuje już do sakramentu spowiedzi i nie przyjmuje Komunii św. nawet w te dni! Przychodzą np. na Boże Ciało, ale nie przygotują się do przeżywania tego dnia poprzez spowiedź i nie karmią się Ciałem Chrystusa! Przychodzą z całą rodziną na Mszę w intencji zmarłego, ale prawie nikt z nich nie idzie do Komunii św. za jego duszę. Płytki jest ten katolicyzm. Idą, kiedy mają potrzebę… Wystarczy zastosować proste porównanie, żeby zobaczyć nonsens takiej postawy. Jeżeli ktoś kogoś kocha, to czy idzie do swej sympatii, tylko wtedy kiedy ma potrzebę, czy też dlatego, że kocha? Postawa taka pachnie egoizmem i ma niewiele wspólnego z miłością do Boga – Bóg dla własnych potrzeb, Bóg na zawołanie, Bóg kiedy ja mam ochotę i potrzebę… Oczywiście, że przychodząc do świątyni mamy potrzeby w sercu: prosimy o rozwiązanie trudnych sytuacji… znalezienie pracy, spokój wewnętrzny… itd., ale najważniejsza motywacja brzmi: Idę na mszę św., bo czeka tam na mnie Jezus, który mnie kocha i pragnie się ze mną zjednoczyć w darze Komunii św., idę by umocnić swoją wiarę i relację z Jezusem. Idę, bo jestem posłuszny Kościołowi, który chce mojego dobra. Dlatego każda Msza św., każda pięknie przyjęta Komunia św. jest jak wypłynięcie na głębie i zarzucenie sieci. Otrzymujemy sieć nie pełną ryb, ale ogrom łask. Otrzymujemy Boże błogosławieństwo i duchową siłę na cały tydzień. Każda niedziela, dzień Pański jest dla nas katolików – można powiedzieć – „małą Wielkanocą”. Przypomina nam o największej prawdzie wiary, o zmartwychwstaniu Chrystusa!        

Tymczasem kiedy na kolędzie stawia się pytanie o praktykę wiary: odpowiedź najczęściej brzmi: Oczywiście, że chodzimy do kościoła. Ale kiedy się zapyta czy co tydzień: proszę księdza, aż tak często to nie… A przecież każda opuszczona z własnej winy Msza jest grzechem ciężkim, pozbawia nas stanu łaski uświęcającej, a przez to tracimy prawo do nieba.

Niektórzy próbują argumentować swój brak praktyki wiary tezą, że modlić się można wszędzie – to prawda. Ale czy coś tak naprawdę może zastąpić Mszę św., na której Chrystus na sposób mistyczny uobecnia całą swą mękę? Czy coś może zastąpić sakramentalne zjednoczenie w Komunii św., czy słuchanie Bożego słowa? Przecież Jezus mówił, że kto nie przyjmuje Ciała Jego – nie będzie miał życia w sobie (J 6,53)! Kiedyś przyszła pewna osoba do kancelarii po zaświadczenie do bycia chrzestną. Kapłan zapytał ją o praktykę wiary. Stwierdziła, że woli iść sobie do lasu i tam się pomodlić niż do kościoła. Ksiądz w rezultacie odesłał ją do leśniczego po pozwolenie do bycia chrzestną.

Udział we Mszy św. niedzielnej jest czymś fundamentalnym dla nas katolików. To Eucharystia ma nas kształtować m.in. do wykonywania uczynków miłosierdzia względem duszy i ciała. Dla pierwszych chrześcijan przeżywanie niedzielnej Eucharystii w gronie wspólnoty w pierwszy dzień tygodnia, czyli dzień zmartwychwstania było zaszczytem i znamieniem przynależności do Chrystusa. Mimo prześladowań spotykali się o wschodzie słońca, by przez kapłana składać bezkrwawą ofiarę Chrystusa, a wschodzące słońce miało symbolizować Chrystusa zmartwychwstającego, a także przychodzącego powtórnie na końcu czasów. Ten, kto nie szedł na Eucharystię z lenistwa pokazywał, że rezygnuje z przynależności do wspólnoty chrześcijan, bo nie zależy mu na spożywaniu Ciała i Krwi swego Mistrza. Czy ci tzw. wierzący niepraktykujący w ogóle wiedzą co dzieje się na Mszy św.? Czy pogłębiają oni wiarę? Zdarza się, że na pouczeniu przed chrztem nie potrafią wymienić siedmiu sakramentów! Nie mówiąc już o Przykazaniach kościelnych. Szczytem ignorancji zawinionej było, kiedy na pouczeniu przed chrztem matka dziecka pomyliła obrzęd namaszczenia przy bierzmowaniu z posypaniem głów popiołem (sic)! To jest dramat.

Jako osoby tzw. wierzące niepraktykujące łamią wszystkie przykazania kościelne! Trwają również w grzechu przeciwko Duchowi Świętemu, zamykając swoje serca na Boże przebaczenie. Gardzą sakramentami i nauką Kościoła, negując prawdy wiary i zasady moralności! W ten sposób tracą cnotę teologalną wiary. Stawiają własny rozum nad prawdami Bożego Objawienia. Sugerują w ten sposób, że Chrystus się pomylił, a może kłamał? W gruncie rzeczy ci ludzie odrzucając naukę Kościoła, odrzucają naukę Jezusa. Gardzą też wspólnotą, której są częścią poprzez chrzest św. Niech wczują się w sytuację chrześcijan prześladowanych za wiarę w ok. 80 krajach świata! Niech pomyślą o postawie katolików w Sudanie, Chinach, Korei Północnej, Syrii, Iraku… Tam za praktykę wiary grozi kara śmierci! A w Europie wygoda, dobrobyt, materializm i konsumizm powodują, że coraz więcej katolików zrywa żywą łączność z Kościołem, a przez to z Panem Bogiem. Zamykają się w swoich wybudowanych twierdzach, czyli w domach do których nawet po kolędzie nie ma możliwości zadzwonić, bo nie ma domofonu. Szczerzący się indywidualizm skutkuje nawet tym, że ludzie nie znają się w sąsiedztwie. Ten indywidualizm powoduje również, że przestają utożsamiać się ze wspólnotą Kościoła. Widzimy to czasami u nowowybudowanych w danej społeczności. Nie wpuszczają kolędy i nie utożsamiają się ze swoim środowiskiem.   

Podobnie obserwujemy jak coraz więcej ludzi zaniedbuje spowiedź wielkanocną. A swoje przeżywanie świąt redukują do poświęcenia koszyczka. Czy to święconka dla nich zmartwychwstała czy Jezus Chrystus? Dlaczego tak niewielu znajduje czas na adorację Jezusa w ciemnicy czy w grobie Pańskim? Ale całe tłumy biją na poświęcenie jajek… Czy ci ludzie są jeszcze wierzącymi w zmartwychwstanie Jezusa katolikami? Jak oni przeżywają największe święta naszej wiary, kiedy nawet nie przyjmą Komunii św.? Podobnie do święconki powodzeniem cieszy się palma w niedzielę Palmową i popiół w środę popielcową. Symbol wygrywa nad Rzeczywistą Obecnością Boga! Tu jest żywy Bóg w Komunii św., ale nie… koszyczek, palma i popiół, to jest coś, ze względu na co warto przyjść do kościoła! Ile dzieci i młodzieży nagle widzimy w kościołach w te dni! A jeszcze jak jest ładna pogoda…  

Często spotykamy się też ze stwierdzeniem osób niepraktykujących, że „ci, którzy chodzą do kościoła i tak nie są lepsi”. Jest to zapewne dla nas przedmiot do refleksji, dlaczego tak mówią… Czy rzeczywiście my praktykujący dajemy prawdziwe świadectwo wiary od poniedziałku do soboty? Jednakże ci, którzy usprawiedliwiają się mówiąc, że żyją lepiej od chodzących do kościoła zapominają, że to nie etyczne życie ma nas zbawić, ale osobista relacja z Jezusem Chrystusem i czyny wypływające z tej więzi. Poza tym ci, co są w kościele spełniają swój obowiązek uczestnictwa we Mszy niedzielnej, a tamci nim gardzą. Ci przychodzą do świątyni, gdzie mieszka Bóg, tamci mijają ją z daleka.     

Podobnie stwierdzenie, że wiara to moja prywatna sprawa wykazuje zupełne niezrozumienie istoty Kościoła. Jesteśmy jako chrześcijanie włączeni przez chrzest św. w Mistyczne Ciało Chrystusa i mamy wpływ na jego duchową kondycję. Każdy ochrzczony jest odpowiedzialny za Kościół! Święta wiara katolicka nigdy nie jest moją prywatną sprawą! Takie mówienie to absurd. Nie można oddzielić wiary od życia. To niestety spotyka również nas praktykujących. Dajemy zbyt małe świadectwo wiary na co dzień, a przez to nie mamy siły ewangelizacyjnej. Nie potrafimy przyciągnąć do wiary błądzących. Ale jakże często świadectwo dajemy, ale ci ludzie nie chcą już słuchać, mają bowiem już własną teologię, własną filozofię życia. W rzeczywistości stali się zatwardziałymi grzesznikami, którzy lekceważą Boga, Kościół i Jego Przykazania!

Tzw. wierzący niepraktykujący mówią często, że w Boga to oni wierzą, ale w Kościół nie wierzą. W jakiego więc Boga wierzą? Chyba nie w Jezusa Chrystusa, bo to przecież On założył Kościół. Św. Jan Paweł II mówił w Częstochowie w 1997 r.: „Kościół jest przecież naszą duchową matką, Jemu zawdzięczamy to, że zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi: i rzeczywiście nimi jesteśmy (1 J 3,1). (…) Kościół jest Ciałem Chrystusa (…). NIE powiedziane Kościołowi byłoby również NIE powiedzianym Chrystusowi (…); Trzeba, abyśmy byli wiernymi dziećmi Kościoła, który tworzymy. Jeśli naszą wiarą i życiem mówimy TAK Chrystusowi, to trzeba również powiedzieć TAK Kościołowi”. Św. Paweł napisał znamienne słowa: „Mężowie miłujcie żony, bo i Chrystus umiłował Kościół i wydał za niego samego siebie, aby go uświęcić” (Ef 5,25-26). Wynika z tego, że Chrystus jest tak ściśle zjednoczony ze swym Kościołem, jak mąż i żona, Kościół jest Małżonką Jezusa, którą On ukochał i za którą umarł na krzyżu! Czy da się więc wierzyć w Chrystusa, pomijając Kościół, który On założył? Jezus do św. Piotra powiedział: „Ty jesteś Piotr, czyli Opoka i na tej opoce zbuduję Kościół mój” (Mt 16,18). Jezus uważa Kościół za swój i za swoją Małżonkę, ale ponadto sam utożsamia się z Kościołem. Do Szawła, który zabijał chrześcijan Jezus, objawiając się mu pod Damaszkiem nie mówi: „Dlaczego prześladujesz mój Kościół”, ale mówi: Dlaczego Mnie prześladujesz?” (Dz 9,4). Tak jakby sam Jezus był Kościołem. Św. Paweł po swoim nawróceniu napisze później, że Kościół jest Mistycznym Ciałem Jezusa, On jest Głową, a my jego członkami. Oddzielanie głowy od ciała to absurd. Nie da się oddzielić wiary od Kościoła. A jeśli oddzielimy wiarę od Kościoła, nie będzie to już wiara katolicka. Będą to już przeważnie poglądy protestanckie, deizm lub agnostycyzm.

Ci tzw. wierzący niepraktykujący mówią, że nie mają się z czego spowiadać. Mówią też, że nie będą swoich grzechów wywlekać przed obcym facetem. To ukazuje najprawdopodobniej, że utracili wiarę w sakrament św. spowiedzi, który ustanowił sam Chrystus. On sam dał Apostołom władzę rozgrzeszania: „Komu odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a komu zatrzymacie, są im zatrzymane” (J 20,23). Ci ludzie nie rozumieją w ogóle rzeczywistości nadprzyrodzonej, zazwyczaj bowiem nie mają już życia duchowego. Nie mają pojęcia na czym polega droga do doskonałości chrześcijańskiej. Nie rozumieją, że w tym sakramencie działa sam Chrystus, a kapłan jest tylko narzędziem. Nie rozumieją, ale czy chcą rozumieć?

Mówią też, że do kościoła chodzić nie będą, bo nie będą robić tego, co im każe jakiś ksiądz. Nie będą słuchać jakiegoś księdza. Zapominają jednak, że ten kapłan nie mówi od siebie, ale naucza prawd wiary i wyjaśnia słowo Boże. Mówi w imieniu Boga i Kościoła, a nie we własnym imieniu, nie wygłasza też własnych poglądów.

Taka w gruncie rzeczy jest postawa człowieka tzw. wierzącego niepraktykującego. Natomiast człowiek, który prawdziwie przyjął Jezusa do swego życia pragnie dostosować je do Jego woli i wypływa na głębię swojej wiary poprzez: nieustanną modlitwę, rekolekcje, lekturę Biblii, Komunię św., spowiedź, zgłębianie prawd wiary poprzez lekturę prasy katolickiej czy książek, słuchanie dobrych kazań w Internecie… Taki człowiek tęskni za spotkaniem Jezusa, wiara jest dla niego rzeczywistością nie statyczną, ale dynamiczną, wymagającą ciągłego pogłębiania! Taki człowiek z wiarą żywą, a nie martwą, chętnie głosi innym o Chrystusie i w rezultacie jak św. Paweł, czy św. Piotr łowi ludzi dla Jezusa. Nasz naród przeżywa 1050-tą rocznicę swojego chrztu. Odmówmy i my naszą chrześcijańską tożsamość dzieci Bożych.       

Drogi Bracie, Droga Siostro. Jeśli uważasz się za wierzącego niepraktykującego. Zapraszam cię, byś poznał swoją wiarę. Przystąp do sakramentów naszego Pana, zaczerpnij ze źródła łaski i wypłyń na głębię. Pomyśl nad spowiedzią generalną z całego życia. Proś o ożywienie darów, które otrzymałeś w sakramencie chrztu i bierzmowania! Odnów w sobie świadomość tych sakramentów. Przypomnij sobie, jak pięknie przystępowałeś do Pierwszej Komunii św. i zastanów się co się stało z szatą twojej duszy? Przestań oszukiwać samego siebie i zadbaj o swoje zbawienie. Odłóż na bok wszelkie żale, jakie masz do Kościoła i uświadom sobie, że i ty tworzysz jego rzeczywistość. Ty sam również masz swoje grzechy i słabości. A Kościół to wspólnota grzeszników mniej lub bardziej nawróconych. Pamiętaj o tym, co mówił św. Jan Vianney: „Nie każdy święty dobrze zaczynał, ale każdy święty dobrze kończył”. I ty możesz jeszcze stać się gorliwy i święty! Zaufaj Bogu i odnów swoje życie. Wtedy osiągniesz pokój serca i radość, jakiej może nigdy nie doznałeś!    

Posłuchajmy ponownie słów św. Jana Pawła II znad Lednicy: „Duc in altum! Dzisiaj te Chrystusowe słowa kieruję do każdego i każdej z was: «Wypłyń na głębię! Zawierz Chrystusowi, pokonaj słabość i zniechęcenie i na nowo wypłyń na głębię! Odkryj głębię własnego ducha. (…) Przyjmij słowo Chrystusa, zaufaj Mu i podejmij swą życiową misję. Ludzie nowego wieku oczekują Twojego świadectwa. Nie lękaj się! Wypłyń na głębię – jest przy tobie Chrystus»”.