NADZIEJA UMIERA OSTATNIA

Czerwieńsk 2008 r.
Ks. Dawid Pietras
XX niedziela zwykła
(Jr.38, 4-6. 8-10; Hbr.12, 1-4; Łk. 12, 49-53)

NADZIEJA UMIERA OSTATNIA

Pewien wielki parowiec w czasie strasznej burzy wyruszył na może. Jak każdemu statkowi, towarzyszyło mu stado mew. Statek z trudnością posuwał się do przodu. „ Biedne, małe mewy – mówił tonem współczucia jeden z podróżnych – nasze motory pracują setkami koni parowych, jednak ledwo płyniemy w tej nawałnicy. A czego wy szukacie unosząc się unosząc się na wiotkich skrzydełkach, wy ptaki drobne i bezbronne?”

Ale nagle zatrzymał się człowiek pełen zdziwienia, bo mewy odważnie natężyły swoje dane od Boga skrzydła i poleciały z prądem szalejącej wichury, gdy człowiek zdany tylko na pracę i wysiłek techniki i maszyn z trudem poruszał się naprzód. Mewy natomiast z łatwością wyprzedziły wlokący z falami statek, bo ich słabym siłą były dane stosownie zbudowane skrzydła…

STATEK to człowiek, który ufa jedynie swym siłą, a dwa skrzydła mewy to DŁONIE ZŁOŻONE DO MODLITWY.

W dzisiejszej liturgii słowa pobrzmiewa przesłanie nadziei i zachęta do ufności.

Zastanówmy się jednak w tym trudnym świecie: KOMU ZAUFAĆ?

Bo przecież nieraz zastaliśmy oszukani, poniżeni, zapędzeniu w kozi róg, może nawet przez tych od których powinniśmy byli otrzymać najwięcej zaufania i MIŁOŚCI.

Może kiedyś potrzebowaliśmy kogoś najbardziej , a ten najbliższy o nas zapomniał, opuścił nas, zostawił samych na pastwę losu, który nigdy nie jest pewny!

Jest jednak ktoś, kto jest cały czas przy nas i nigdy nas nie opuszcza – to JEZUS CHRYSTUS, „który zamiast radości, przecierpiał krzyż, nie bacząc na jego hańbę, i zasiadł po prawicy tronu Boga”.

Ufać więc należy Bogu i modlić się, złudne jest pokładanie nadziei we własnych siłach.

Pamiętamy, że dla chrześcijanina nie ma sytuacji beznadziejnych, chrześcijanin jest człowiekiem nadziei!!!!

Jednak czasem słyszy się o tym, że niewierzącemu żyje się łatwiej, jakoby bez zobowiązań, a nawet czasem lepiej mu się w życiu powodzi.

Ale czy chrześcijaństwo czyni nasze życie codzienne łatwiejszym? Trzeba by powiedzieć raczej, że ONO NADAJE NASZEMU ŻYCIU SENS!!!!!! Wprowadza je na właściwy tor – na życie wieczne!

Czy więc faktycznie łatwiej żyje się człowiekowi niewierzącemu? Czy nie są oni trapieni myślą, że może odrzucając istnienie Boga popełniają życiowy błąd?

Ktoś kiedyś doszedł do ciekawego wniosku:

- Wierząc w Boga, gdyby się okazało, że Go nie ma, traci się niewiele- tylko ziemskie przyjemności. A jeśli okaże się, że On jest – zdobyło się szczęśliwą wieczność z Bogiem. Natomiast kiedy się nie wierzy, jakby okazało się, że Bóg jest przegrywa się całą wieczność z Bogiem i wchodzi w cierpienie bez Boga, a zyskuje marne przyjemności, które z resztą już i tak stają się przeszłością.

Jednak czy z faktu tego, że ktoś jest niewierzący – zmienia się jego wieczne przeznaczenia, czy przestaje być bożym stworzeniem?

Człowiek niewierzący jest wolny i samotny” – powiedział myśliciel Sartre.

Czy istnieje jednak prawdziwa wolność bez poznawania prawdy, a wiemy że Prawdą jest Chrystus!

Napisał Jan Paweł II w adhortacji apostolskiej „Ecclesia In Europa (Kościół w Europie)”:

Wielu ogarnia dziś rezygnacja, ponieważ nie potrafi uznać się za grzeszników i szukać przebaczenia – niezdolność ta wynika często z poczucia osamotnienia tych, którzy żyjąc jakby Bóg nie istniał NIE MAJĄ KOGO PROSIĆ O PRZEBACZENIE.

Natomiast ten, kto uznaje się za grzesznika i zawierza się miłosierdziu Ojca Niebieskiego doświadcza radości PRAWDZIWEGO WYZWOLENIA i może żyć dalej…

Ale często wierzący spotyka się z zarzutem, że jego życie jest gorsze niż życie osoby niewierzącej, niepraktykującej.

Człowiek wierzący upada jak każdy, ale powstaje i idzie przez życie dalej! Powstając za każdym razem pokazuje Bogu, że zależy mu na Nim. Ludzką rzeczą jest upadać ale szatańską trwać w upadku! Bo gdy się powstaje upadek nie jest groźny!

Winniśmy wytrwale biec w wyznaczonych nam zawodach, zawodach życia” – mówi autor listu do Hebrajczyków. Winniśmy biec ku wiecznej nagrodzie jak Maryja.

Wraz z innymi dziesięcioma diakonami umieściliśmy na naszych obrazkach ze święceń taki cytat z listu św. Piotra Apostoła: „Dlatego bardziej jeszcze, Bracia starajcie się umocnić wasze powołanie i wybór. To bowiem czyniąc, nie upadniecie nigdy” (2P 1,10).

A nawet jeśli upadniemy, Bóg da moc, by powstać! Modlitwa dodaje nam sił w naszej codzienności tak jak skrzydła ptakom z opowiadania.

A to słowa kard. Ratzingera: „Ten, kto podąża za wolą Bożą wie, że w samym środku horroru, jaki może go spotkać, nie straci ostatecznej ochrony. Wie, że fundamentem świata jest MIŁOŚĆ i że z tego powodu nawet tam, gdzie nie może mu już pomóc albo nie pomoże żaden człowiek , on może iść dalej, ufając Bogu, który go kocha”.

Dlatego też nigdy nie traćmy nadziei:

- jak św. Maximilian Maria Kolbe, który zginął w bunkrze głodowym, by ocalić życie ojca rodziny;

- jak św. Edyta Stein;

- jak bp. Van Tuan, który zamknięty w wietnamskim wiezieniu, odprawiał Mszę z trzech kropli wina, którą spuszczał na swoją dłoń i z jednej kropli wody. Eucharystia stała się dla niego prawdziwym pokarmem życia;

- jak Jeremiasz spuszczony do cysterny, o czym słyszeliśmy w pierwszym czytaniu.

I woła dziś Psalmista:

„ Złożyłem w Panu całą nadzieje,
On schylił się nade mną
i wysłuchał wołania mego.
Wydobył mnie z dołu zagłady,
z błotnego grzęzawiska,
stopy moje postawił na skale
i umocnił moje kroki.”
(Psalm 40)

Bo dla chrześcijanina z rękoma złożonymi do modlitwy - nadzieja umiera ostatnia.

AMEN