ŚW. PIOTR

dk. Dawid Pietras
ŻARY 2008 R.

KAZANIE PASYJNE
- św. Piotr -

W środku Bazyliki Watykańskiej, po prawej stronie głównego, papieskiego ołtarza, znajduje się na podwyższeniu, posąg wykonany z brązu, przedstawiający postać błogosławiącego św. Piotra. Oprócz walorów artystycznych jest w nim jeszcze coś szczególnego. Tym elementem, który przykuwa uwagę jest prawa stopa św. Piotra. Utarł się od wieków wśród pielgrzymów zwyczaj, aby każdy nawiedzający bazylikę dotknął tej stopy. I tak po wielu wiekach pod wpływem dotyku tysięcy ludzkich rąk wygładzona została powierzchnia stopy. Ta symboliczna czynność i podziwianie tego wspaniałego pomnika zrodziła pewnie u niejednego człowieka refleksję na temat wielkości i doniosłości pierwszego spośród Apostołów i podziw dla niego. Nie od samego początku jednak Piotr był postacią tak wielką i świętą. Zanim się takim stał, wiele się wydarzyło w jego życiu i w jego relacji z Jezusem.

Szymon Piotr – mąż, 30-letni rybak pochodzący z Betsaidy. Otrzymał od Jezusa nowe i symboliczne imię: PIOTR, czyli Skała. Ewangelista Jan opisując jego powołanie napisał, że zmieniając imię, „Jezus WEJRZAŁ” na Piotra. Było to SPOJRZENIE w głąb, w sumienie… Zapewne owo SPOJRZENIE Piotr nosił w sercu do końca życia.

Piotr więc, powołany mocą JEZUSOWEGO SPOJRZENIA podczas codziennej czynności łowienia ryb, miał stać się skałą, na której powstanie Chrystusowy Kościół. Miał być dla wspólnoty uczniów Jezusa opoką i przewodnikiem oraz rybakiem ludzi. Zauroczony Jezusem bez wahania zostawił wszystko, sieci, łódź, ojca i poszedł za Nim. Nauczyciel jednak wiedział o drodze, która czekała Piotra zanim dojrzeje, by tę funkcję pełnić. Może dlatego powiedział: „Na tej skale zbuduję mój Kościół” – w czasie przyszłym. Może ten pierwszy papież nie był skałą, ale jeszcze lotnym piaskiem?

Zaufanie i pójście w nieznane rozpoczęło także wewnętrzną walkę Piotra z samym sobą. Myślał pewnie nie raz: kim jest Ten, za którym idę? Kim jest Ten, który mówi rzeczy nowe i działa tak wielkie znaki i cuda? Kim jest ten, za którym ciągną rzesze ludzi? Kim jestem ja, że mnie wezwał do pójścia za sobą? Pewnego dnia powiedział nawet: „Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego”.

Był człowiekiem porywczym o żywym temperamencie. Pamiętamy go kroczącego po wodzie do Jezusa. Pamiętamy, jak nagle zaczął tonąć, bo lęk opanował jego serce. Jan Paweł II komentując tę scenę, napisał, że Piotr szedł dopóki PATRZYŁ Jezusowi w oczy, ale kiedy jego uwaga skupiła się na czymś innym, zaczął tonąć. Czy więc w pełni zaufał Jezusowi?

Innym zaś razem, gdy Jezus zapowiadał swoją śmierć, Piotr wziął Go na bok i robił Mu wyrzuty, odwodząc Go od takich słów. Mocne były wtedy słowa Chrystusa, które padły w kierunku Piotra: Zejdź mi z oczu, szatanie!” Słowa te można by tłumaczyć z języka greckiego: Idź za Mną, zawado. Piotr bowiem chciał iść przed Jezusem, chciał wskazywać Mu drogę, a czy nie miało być odwrotnie? Słowa powołania brzmiały „Pójdź za Mną”, a nie „Pójdź przede mną”! Piotr pragnął narzucić Jezusowi swoją wizję Mesjasza, który miał być potężny i przez wszystkich podziwiany. Szedł za Jezusem. To nie ulega wątpliwości, ale podążał ze swoim myśleniem. Chciał być wielkim uczniem wielkiego Mistrza. Szedł zewnętrznie, ale w sercu za swymi pragnieniami.

Była także Góra Tabor i przemienienie Jezusa, w którym uczestniczył Piotr i dwóch innych uczniów. Była moc, którą otrzymał wraz z innymi Apostołami, moc nauczania i wypędzania złych duchów. To mogło być fascynujące! Szczególnie dla niego – prostego rybaka.

Po tych trzech latach niezwykłej przygody z Mistrzem z Nazaretu przyszła wreszcie noc Wielkiego Czwartku. Przy Ostatniej Wieczerzy Jezus umywał uczniom nogi. Piotr zaś zawzięty jak zwykle nie chciał pozwolić Jezusowi na taką czynność, która zarezerwowana była dla niewolników. Nie chciał patrzeć na Jezusa takiego małego, uniżonego… Nie rozumiał Chrystusowej logiki miłości.

Ewangelista Łukasz zwraca uwagę, że „Piotr szedł z daleka” (Łk 22,54) za Jezusem prowadzonym do Kajfasza. I kiedy zaczął „chodzić z daleka” – a chodzenie takie to chodzenie pozorne – trzykrotnie się Go wyparł: Nie znam tego człowieka!” Zaparł się Jezusa ten, który miał być skałą, ten który mówił: Choćby wszyscy zwątpili w Ciebie, ja nigdy nie zwątpię”. Co się stało, że tak postąpił? Dlaczego się zaparł? A może po raz kolejny ujawniło się to, co nosił w sercu przez ostatnie lata?

Ewangelista przekazuje dość szczególne wydarzenie: Pan obrócił się i SPOJRZAŁ na Piotra” (Łk 22,61). Nie znalazł go przypadkiem, szukał go miłującym wzrokiem. Jakie było to Jezusowe SPOJRZENIE na Głowę przyszłego Kościoła? Z pewnością nie było ono powierzchowne. Jezus nie osądził i nie potępił go za to, czego przed chwilą dokonał. Chrystus SPOJRZAŁ w głąb serca Piotra i na to, co się tam w tej chwili rozgrywało. Wielu ludzi, także wielu z nas słysząc o takiej sprawie powiedziałoby jedno: zdrajca! Ale czy Chrystus patrzył na Piotra jak na zdrajcę? Na pewno nie.

Patrzył więc Jezus na swojego przyjaciela i widział w nim człowieka o dobrym sercu, szlachetnego, który zostawił wszystko i naprawdę chciał Jemu życie poświęcić, a który teraz doświadczył ludzkiej kruchości i ułomności. SPOJRZENIE Chrystusa na Piotra było SPOJRZENIEM miłości, której człowiek do końca pojąć nie może. Zbawiciel starał się nie tyle go osądzić, ile zrozumieć w tej ciężkiej sytuacji. Tak właśnie patrzy przyjaciel.

Ewangelia tak opisuje dalszy przebieg tego wydarzenia: Wspomniał Piotr na słowo Pana, jak mu powiedział: Dziś, nim kogut zapieje, trzy razy się mnie wyprzesz. I wyszedłszy na zewnątrz, gorzko zapłakał” (Łk 22,61-62). Wszystko wydarzyło się inaczej, niż myślał. Jakże słaby jest człowiek! Jak dogłębnie musiał zrozumieć Piotr tę prawdę o człowieku, skoro Ewangeliści zaznaczają, że gorzko zapłakał. W życiu dojrzałego, spracowanego, doświadczonego przez życie mężczyzny pojawiły się łzy. Jakże rzadko, praktycznie w ogóle nie mówi się dziś o płaczących mężczyznach. A legenda powiada nawet, że Piotr płakał tak długo i tak szczerze żałował swego zaparcia się Mistrza, że łzy wyżłobiły głębokie bruzdy w jego policzkach. ŁZY WYPŁUKAŁY JEGO OCZY Z FAŁSZU.

To wydarzenie stało się dla Piotra punktem zwrotnym. I chyba największym jego zwycięstwem było uwierzenie, że TYLKO NA JEZUSIE MOŻE ZBUDOWAĆ ŻYCIE I TO JEMU TRZEBA ODDAĆ WŁASNĄ GRZESZNOŚĆ. Zrozumiał, że tylko z Jezusem jest SKAŁĄ, bez Niego zaś PIASKIEM.

Znamy historię Piotra po Zmartwychwstaniu Chrystusa. Widzimy go jak biegnie co tchu do grobu, na wieść, że jest pusty. Wyskakuje z łodzi i rzuca się w morze do Pana stojącego na brzegu. Wtedy dzieje się rzecz niezwykła. Jezus pyta się trzykrotnie Piotra: „Czy kochasz Mnie? (J 21,15-17)Wcześniej trzykrotne zaparcie, tu trzykrotne i pełne pokory potwierdzenie miłości. I słowa Jezusa: „PÓJDŹ ZA MNĄ” (J 21,19). I dotarł aż do Rzymu! Z odwagą głosi Ewangelię. I już nie boi się oddać życia za swego Mistrza, lecz godzi się przyjąć śmierć męczeńską. Bo jak wiemy został ukrzyżowany z głową skierowaną ku dołowi, ponieważ powiedział, że nie jest godny umierać jak Jezus.

Święty Piotr może stać się dla nas patronem na czas Wielkiego Postu. Każdy z nas jest tak często narażony na zdradę Jezusa: w domu, w szkole, w pracy i wielu innych miejscach. Może już nie raz zdarzyło się, że zaparliśmy się naszego Mistrza. To nie oznacza jednak naszej całkowitej przegranej, tak jak nie oznaczało przegranej w życiu Apostoła Piotra. Może i w naszym życiu potrzeba pewnego procesu, dojrzewania do prawdziwej miłości? Nie lękajmy się! On nie wypomni naszych grzechów, jak po swym zmartwychwstaniu nie wypomniał Piotrowi jego zaparcia się.

Teolog Karol Rahner powiedział, że człowiek XXI wieku albo będzie mistykiem, albo nie będzie chrześcijaninem w ogóle. Kim zaś jest mistyk? To człowiek patrzący Jezusowi w oczy, w „oczy serca”.

Św. Piotr pokazuje nam, że warto SPOJRZEĆ WE WŁASNE SERCE, że nad swoim grzechem warto zapłakać i odrzucić go, aby znaleźć się blisko Jezusa. Bowiem tylko przy Nim i w Nim człowiek może znaleźć to, czego szuka i osiągnąć szczęście.

Oczyśćmy nasze serca, byśmy mogli SPOJRZEĆ JAK PIOTR w oczy Jezusa pełne miłości i przebaczenia.