NADZWYCZAJNA FORMA RYTU RZYMSKIEGO A SPOŁECZNE KRÓLOWANIE CHRYSTUSA

Ks. Dawid Pietras
Gdańsk, 18 VI 2016 A.D.
Prelekcja na Kongres
Społecznego Królowania Chrystusa

NADZWYCZAJNA FORMA RYTU RZYMSKIEGO
A SPOŁECZNE KRÓLOWANIE CHRYSTUSA

„Kościół od ponad tysiąca lat sprawował Mszę św. w rycie zwanym Mszą św. Piusa V. Ryt ów przyniósł jedność wiary i stał się jednolitym i jednakowym sposobem wyrażania uwielbienia Pana Boga, uobecniając na ołtarzu w sposób bezkrwawy Ofiarę Krzyżową. (…) Odwieczny, klasyczny ryt pielęgnuje świętość ciszy, kontemplację i co więcej, jednocześnie uobecnia w pięknie bogactwa liturgii Pana Jezusa Chrystusa, Jego zwycięstwo nad śmiercią i grzechem”.

Takimi słowami piękno tradycyjnego rytu rzymskiego określił kard. Dario Castrillon Hoyos przewodniczący papieskiej komisji Ecclesia Dei. Odwieczny ryt rzymski, który nazywamy potocznie rytem trydenckim będzie przedmiotem naszych rozważań. A konkretnie zapytamy się jak Msza trydencka łączy się z ideą społecznego królowania Chrystusa. Na początku spójrzmy na znaczenie Mszy św. w naszej świętej katolickiej wierze.   

ISTOTA OFIARY MSZY ŚW.

Msza św. z istoty swojej jest uobecnieniem Ofiary Krzyża. A więc ma takie same cele jak sama Ofiara krzyżowa: uwielbienie Ojca, przebłaganie za grzechy, dziękczynienie i wypraszanie łask. Ofiara Mszy św. jest zebraniem i przydzielaniem nam (applicatio) owoców płynących z Ofiary Krzyżowej, złożonej 2000 lat temu na Kalwarii. Jest to bowiem Ofiara samego Nieskończonego Boga – Jezusa Chrystusa Najwyższego Kapłana. On ją składa Bogu Ojcu w Duchu Świętym. Dokonuje się to na sposób bezkrwawy pod postaciami hostii i wina. Marcin z Kohem w książce Wykład o Mszy świętej pisze: „Jak drogocenną i wzniosłą Ofiarą jest Msza Święta, kiedy Trójca Przenajświętsza więcej chwały z niej odbiera, niżeli z wszelkich uwielbień duchów niebieskich, i gdyby całe Niebo na uwielbienie Trójcy Świętej najwspanialsze urządziło procesje, które by prowadziła Najświętsza Panna z orszakiem chórów anielskich i wszystkich Świętych Pańskich, byłoby to niewątpliwie Bogu miłe; ale gdyby Kościół wojujący wysłał jednego kapłana, żeby na konkluzję tej procesji Mszę św. na cześć Trójcy Przenajświętszej odprawił, on tą Mszą św. wyjednałby więcej od Boga, aniżeli hołd złożony w tej procesji”. We Mszy św. składamy więc najdoskonalsze i nieskończone uwielbienie Chrystusowi Królowi, najdoskonalsze dziękczynienie i przebłaganie, wypraszamy najwięcej łask! Przez ten największy dar docieramy do łask płynących z Kalwarii.     

Ten chrystocentryzm eucharystyczny stał się fundamentem cywilizacji Christianitas. Bo to przecież przez wieki w tej cywilizacji opartej na Bogu jako na absolucie prawdy Ofiara Mszy św. stanowiła serce katolicyzmu, była osią chrześcijaństwa! Dla niej wznoszono wspaniałe katedry i ołtarze! W książce ks. Roberta Madera Serce naszej wiary przeczytać możemy takie słowa o tym, jak Msza św. może wpłynąć na przywrócenie społecznego królowania Chrystusa: „Gdybyśmy wiedzieli, czym jest Msza św., nawrócilibyśmy cały świat. Dokonalibyśmy w krótkim czasie jednej z największych rewolucji duchowych. Odnowilibyśmy oblicze ziemi. Wszyscy kapłani byliby świętymi, a wszyscy parafianie zostaliby odmienieni. Lecz o tym, czym jest Msza św., wiemy jeszcze bardzo mało. I my duchowni, i nasi wierni. (…) Mamy wszelkie powody po temu, by na początku Mszy św., głęboko pochyleni odmówić Confiteor, uderzyć się w piersi i powiedzieć z przekonaniem: mea culpa, mea culpa. Nieznajomość Mszy św. jest wielką winą i ogromnym nieszczęściem chrystianizmu. Zdaje mi się, że chociaż wierzymy w Mszę św., winna ona dopiero zostać przez nas odkryta, z całym swoim ogromnym znaczeniem dla dusz, dla parafii i dla narodu. Odkryta jako serce, jako ośrodek dziejów świata, jako nadprzyrodzone źródło życia całej ludzkości”. I rzeczywiście. Kiedy pytam wiernych, czym jest Msza św., zaledwie kilka procent odpowie, że jest to Przeistoczenie lub że jest to Ofiara Pana Jezusa. A to przecież liturgia jest szczytem i źródłem życia chrześcijańskiego, co przypomniał II Sobór Watykański! Rozumienie liturgii stanowi o tożsamości katolika. Ale czy to ich wina, że tego nie wiedzą? Dlatego kard. Ratzinger powiedział, że kryzys Kościoła jest spowodowany dezintegracją liturgii. W Liście do Biskupów z okazji opublikowania Summorum pontificum już jako Benedykt XVI pisał: „W wielu miejscach odprawiano liturgię nie stosując się do wskazań nowego Mszału, które rozumiano wyłącznie jako przyzwolenie na kreatywność liturgiczną – a nawet jako wymaganie takowej. To często prowadziło do trudnych do zniesienia deformacji liturgii. Mówię o tym z doświadczenia, ja sam bowiem żyłem w tym okresie, w którym obok nadziei pojawił się zamęt. Widziałem, jak całkowicie dowolne zniekształcenia powodowały głęboki ból jednostek głęboko zakorzenionych w wierze świętego Kościoła”. Papież potwierdza, że doszło do wielu nadużyć w dziedzinie liturgii. Jeśli więc serce organizmu Kościoła jest chore, to jak Mistyczne Ciało Chrystusa ma czuć się dobrze? Czy Kościół w takiej kondycji jest w stanie uświęcać świat, wprowadzając społeczne królowanie Chrystusa?

Michael Davies – były prezydent Federacji Una Voce pisze: „musimy walczyć (…) o liturgię, w której Pan Nasz jest wyraźnie ukazany jako nasz Król, a jest to tradycyjna Msza Rytu Rzymskiego, Msza Trydencka. (…) Królowanie Chrystusa Króla nie może być przywrócone, dopóki nie stanie się On na nowo centrum naszego życia”. Zastanówmy się więc, co stanowi wspomniany przez Michaela Daviesa chrystocentryzm Mszy tradycyjnej.

CHRYSTOCENTRYZM W MSZY TRYDENCKIEJ    

Każdy, kto kiedykolwiek wziął udział w Mszy tradycyjnej zauważył na pewno, że skupia się ona na Chrystusie. Podczas tej Mszy kapłan odwrócony jest w stronę tabernakulum i krzyża. Odwrócenie kapłana w stronę krzyża, czyli wschodu oznacza oczekiwanie na powtórne przyjście Chrystusa, jako wschodzącego słońca. Św. Ambroży tak komentował zwrócenie się wszystkich ku wschodowi: „Kto wyrzeka się diabła, zwraca się ku Chrystusowi i patrzy prosto na Niego”. Wschód jest miejscem utraconego raju i Niebieskiego Jeruzalem, do którego zmierzamy. Wszyscy wierni zwróceni są również w stronę krzyża, nie muszą więc przez całą Mszę patrzeć na księdza. Kapłan w imieniu wiernych składa Najświętszą Ofiarę. Wszyscy więc patrzą w stronę Chrystusa, Pana i Króla! Kapłan nie musi więc wczuwać się w rolę konferansjera czy współbiesiadnika, ale jest pasterzem na drodze do zbawienia, jest ofiarnikiem. Taki układ otwiera nas na transcendencję Boga i nie zamyka w kręgu wspólnoty. Aspekt chrystocentryczny jest ważniejszy niż aspekt wspólnotowy. Tu polecam książkę Uwe Michala Langa „Zwróćmy się ku Panu”.      

Kapłan kiedy odwraca się do wiernych, by powiedzieć np. Dominus vobiscum (Pan z wami), ma mieć wtedy oczy spuszczone w dół. Podobnie kiedy mówi Orate fratres (Módlcie się bracia…). Zanim się odwróci do wiernych, musi ucałować ołtarz. Podczas całej Mszy św. kapłan może patrzeć na wiernych jedynie kiedy podaje im Komunię św. Są momenty, w których kapłan musi spojrzeć na krzyż, np. przed Ewangelią, na rozpoczęcie Kanonu czy przed udzieleniem błogosławieństwa.

Krzyż stojący w centrum na kamiennym ołtarzu przypomina nam górę Kalwarii. Niezwykłym doświadczeniem jest Podniesienie Hostii czy Kielicha na tle pasyjki Chrystusa na krzyżu! Msza ta ukazuje w sposób jasny kapłaństwo Chrystusa obecne w księdzu celebrującym, ale zarazem nie stawia księdza w centrum celebracji! W centrum celebracji jest Bóg! Nie ma miejsca w tej liturgii na osobistą twórczość kapłana. Kapłan jest sługą rytu, któremu daje się prowadzić. Prezbiterium oddzielone balustradą i odpowiednio podwyższone wraz z trzema stopniami przed ołtarzem powodują, że patrzymy na naszego Króla w górę. Wznosimy nasz wzrok ku Bogu, który jest Królem! 

W Mszy tradycyjnej królowanie Chrystusa zostaje uroczyście wygłoszone w modlitwach kapłana: w kolekcie, sekrecie i modlitwie po Komunii. W zakończeniu każdej z nich pojawia się rozbudowana formuła trynitarna: „Który żyje i króluje w jedności Ducha Świętego. Bóg przez wszystkie wieki wieków”.

Teolog Marcin z Kochem w książce Wykład o Mszy świętej pisze: „Z ceremonii przepisanych poznać można także doskonałość Przenajświętszej Ofiary Mszy Świętej. Wspominamy tu najważniejsze: Kapłan żegna się znakiem Krzyża świętego 16 razy, obraca się do ludu 6 razy, całuje ołtarz 8 razy, zwraca oczy ku Niebu 11 razy, bije się w piersi 10 razy, składa ręce 54 razy, nachyla głowę 21 razy, schyla ramiona 7 razy, kłania się 8 razy, błogosławi Ofiarę znakiem Krzyża Świętego 31 razy, kładzie dłonie na ołtarz 24 razy, modli się ze złożonymi rękami 36 razy, kładzie ręce skrzyżowane na ołtarz 7 razy, kładzie lewą rękę na ołtarzu 9 razy, na piersi 11 razy, wznosi ręce ku Niebu 8 razy, modli się w cichości 11 razy, głośno 13 razy, odkrywa kielich i przykrywa 10 razy, chodzi przy ołtarzu 20 razy. Oprócz tych 350 powtarzanych obrzędów musi kapłan zachować jeszcze 150 innych, co razem czyni obrzędów 500; a oprócz nich zachować musi 400 rubryk, czyli reguł (…), ogółem 900 prawideł”.

Każdy gest tej liturgii nie jest przypadkowy. Tworzy doskonałą harmonię rytu. Ta doskonałość, integralność nadzwyczajnej formy rytu rzymskiego porusza nawet ludzi niewierzących. Świadectwa wiernych w moim gorzowskim duszpasterstwie mówią same za siebie. Po chrztach wraz z Mszą śpiewaną, ślubach czy po pogrzebach wierni mówili o dostojności, misteryjności tej liturgii i o duchowym uniesieniu! To jest Msza, której chce się słuchać bez końca! Znamy świadectwa ludzi z parafii św. Jana Kantego w Chicago. Wiemy jak wiele dobrego i ile nawróceń przyniosła tam piękna celebracja liturgii oraz właściwie prowadzona katecheza. Msza ta ma w sobie jakąś wewnętrzną siłę nawracania na wiarę katolicką. Ogromne wrażenie wywierają na wiernych głębokie (niemal do ziemi) pokłony ministrantów podczas Confiteor czy podczas Przeistoczenia. Ukazują wielkość Boga i Jego królowanie! Podobnie warto podkreślić, że na imię JEZUS kapłan i ministranci czynią pokłon głową. Zazwyczaj kapłan czyni to w kierunku krzyża.

W tej liturgii wierni przez długie części Mszy śpiewanej, a nawet przez całą Mszę recytowaną trwają w postanie zgiętych kolan. Różne tu są zwyczaje, ale podczas całego Kanonu wierni mają możliwość trwać w adoracji w postawie klęczącej. Komunię św. przyjmuje się jedynie w postawie klęczącej i do ust. Wniosek jeden: PRZED BOGIEM I KRÓLEM SIĘ KLĘKA! „Na Jego imię zegnie się każde kolano” – czytamy w Biblii. Czy postawa zgiętych kolan nie ułatwia oddawania hołdu i uwielbienia Chrystusowi Królowi? Tak przyjęte jest w naszej cywilizacji łacińskiej. Jest to również wyraz naszej grzeszności i pokory wobec Króla.  

Podobnie godna podkreślenia jest cisza Kanonu. Nawet w najbardziej uroczystych liturgiach Kanon odmawiany jest przez kapłana w ciszy, milknie śpiew. Cisza ukazuje nam, że dzieje się coś niezwykle ważnego. Kapłan odmawiający Kanon szeptem ukazuje nam Chrystusa modlącego się w Ogrójcu i na krzyżu w trwodze konania. Całe stworzenie milknie w obliczu uobecnienia Ofiary Chrystusa! Jakże wtedy wymowna jest postawa subdiakona, który staje przed ołtarzem, trzymając przez welon patenę na wysokości oczu. Symbolizuje to anioła, który zakrywa sobie twarz, bo nie chce patrzeć na Mękę Jezusa. W niektórych rytach siedmiu diakonów otacza ołtarz na znak siedmiu duchów oddających chwałę Chrystusowi siedzącemu na tronie, o czym czytamy w Apokalipsie św. Jana (Ap 4,5). Podczas Kanonu prosimy Anioła, by zaniósł tę Ofiarę na ołtarz w Niebie przed Oblicze Majestatu Boga. Cała liturgia jest więc odzwierciedleniem liturgii niebiańskiej! Jest uwielbieniem Chrystusa Króla siedzącego na swoim niebiańskim tronie!  

W urzeczywistnieniu społecznego królowania Chrystusa bez wątpienia pomaga kult św. Michała Archanioła. Wezwanie tego Księcia Zastępów Anielskich w Mszy tradycyjnej występuje w Confiteor, podczas okadzenia ołtarza na offertorium oraz podczas modlitw Leona XIII na końcu Mszy św. Św. Michał ma swoje święto w kalendarzu liturgicznym najwyższej, czyli pierwszej klasy w dniu 29 września. Podkreślenie roli św. Michała Archanioła przypomina nam o wymiarze duchowej walki, w której bierzemy udział jako Kościół wojujący (Ecclesia militans). A bitwa ta jest właśnie bitwą o społeczne królowanie Chrystusa! Albo w naszych społeczeństwach królował będzie Bóg ze swoimi prawami albo szatan wraz z grzechem. Nie ma nic pośredniego.   

W środowiskach tradycji zauważyć możemy jak wierni dbają o to, by przyjść w stroju odpowiednim na liturgię. Cieszymy się, że powraca zwyczaj noszenia przez kobiety mantylek. Nakryte głowy są wyrazem pokory, czystości i posłuszeństwa Kościołowi. I znowu, czy to nie ułatwia oddawaniu hołdu Królowi? Na spotkanie z królem należy ubrać się odpowiednio. A co dopiero, kiedy idziemy uczestniczyć w samej Ofierze Mszy św., w której cała Trójca Przenajświętsza otrzymuje nieskończone uwielbienie? Jak ubralibyśmy się na spotkanie z prezydentem czy ziemskim królem? Odświętny i godny strój katolika, który idzie na Mszę św. jest ukazaniem szacunku, który należy się Chrystusowi – naszemu Królowi! Ukazuje, że jest ktoś większy i ważniejszy od nas. Uniżenie przed Bogiem jest centralną częścią kultury chrześcijańskiej.  

W Mszy tradycyjnej charakterystyczny jest również ubiór kapłana. Nie będę już wchodził w szczegóły ubioru kapłana, ale łatwo zauważyć dostojność dawnych szat, ich ornamenturę. Piękno szat jakże pomaga wiernym i samemu kapłanowi we właściwym kulcie Boga, w składaniu Najświętszej Ofiary!

Wspomnieć również należy o ogromnej trosce o partykuły, czyli o najmniejsze cząstki postaci konsekrowanych. Widać to w złączonych palcach kapłana od Przeistoczenia aż do obmycia rąk po Komunii wiernych, a także w podwójnej puryfikacji. Każda najmniejsza cząstka postaci konsekrowanych to cały Chrystus, nasz Bóg, nasze Wszystko, nasz Król! W niektórych zakrystiach może przeczytać słynne adagium dla kapłanów: „Sicut tu Me tractabis in Missae Sacrificio, ita te tractabo in Ultimo Iudicio” (Jak ty Mnie potraktujesz w Ofierze Mszy, tak ja cię potraktuję na Sądzie Ostatecznym).    

Nieoceniona jest rola JĘZYKA LITURGII. Język łaciński wprowadza misteryjność w celebracji. Ukazuje nam, że dokonuje się publiczny kult Kościoła. Boga uwielbiamy w języku sakralnym, nie potocznym – używanym na co dzień! Wiele innych religii posługuje się w kulcie specjalnym językiem uważanym za święty. Takim językiem dla Kościoła jest łacina. Tak tworzyła się pobożność całych pokoleń. Poza tym łacina stanowi o uniwersalności Kościoła. Ukazuje jego jedność. Wszędzie ta sama Msza. Oczywiście pomijając inne ryty – wschodnie lub zachodnie. Kiedy w całym Kościele celebrowano Mszę z Mszału św. Piusa V, ministrant wszędzie potrafił służyć do Mszy św., choć ministrantury mogły się nieco różnić. Katolik wszędzie czuł się jak u siebie. A dziś zdarza się, że będąc za granicą Polacy opuszczają Msze św., bo nie ma w pobliżu Mszy w języku polskim. Prócz tego język łaciński stanowi o niezmienności dogmatów. Jako język martwy, a więc nie podlegający zmianom, ukazuje niezmienność prawd wiary i moralności. Tłumaczenia mszałów spowodowały nie małe problemy. Przykładem jest przetłumaczenie słów konsekracji wina na słowa: I za wszystkich będzie wylana. Takie tłumaczenie spowodowało rozprzestrzenienie się teorii pustego piekła. Czy więc łacina w liturgii Mszy św. nie sprzyjała urzeczywistnianiu idei powszechnego królowania Chrystusa i Jego władzy, rozciągającej się na wszystkie narody? Czy nie ukazywała niezmienności Jego władzy w dziejach świata i przemijających epokach? Czy nie ukazywała Boga, który trwa jako odwieczny Król? Czy nie ukazywała powszechności królestwa Chrystusa? Czy nie ukazywała Kościoła jako Matki i Nauczycielki narodów? Benedykt XVI w motu proprio Summorum pontificum napisał: „Prawdą jest, że liturgia łacińska Kościoła w różnych formach w ciągu wieków chrześcijaństwa napędzała życie duchowe niezliczonej rzeszy świętych oraz że dzięki religii umocniła wiele narodów i ożywiła ich pobożność”. Umacniała także ich kulturę. Nic więc dziwnego, że dziewiętnastowieczny konwertyta z anglikanizmu o. Frederick William Faber powiedział, że Msza trydencka jest rzeczą „najpiękniejszą po tej stronie nieba”. Warto wspomnieć, że wielcy kompozytorzy pisali melodie całych Mszy. Przykładem tu może być np. Msza requiem Fridericka Mozarta, a także twórczość księcia muzyki kościelnej, którym był Giovanni Pierluigi da Palestrina. Czy więc nie jest trafne określenie liturgii w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego jako Mszy Wszechczasów?          

Podobnie pozytywne skutki przynosi łaciński śpiew chorału gregoriańskiego. Nadaje liturgii niezwykle donośnego charakteru i misteryjności. Ukazuje potęgę Boga, czy więc nie uwypukla Jego królewskiej godności? Pięknie wykonany śpiew chorału gregoriańskiego jest swoistym traemendum et fascinosum. Msza requiem za żołnierzy wyklętych w Gorzowie Wlkp. przyciąga cały kościół wiernych. Słyszą wtedy podczas sekwencji Dies irae słowa: „Królu w grozie swej niezmierny. Zbawisz z łaski lud swój wierny. Zbaw mnie zdroju miłosierny”. Msza ta podkreśla więc sprawiedliwość Boga, tajemnicę sądu i potrzebę pokuty za grzechy. Przywraca ducha ascezy, która dziś niemal całkowicie zaniknęła. Wyraźnie ukazuje Boga jako Sędziego i Króla a nas jako poddanych! Papież Pius XII w encyklice o Muzyce Kościelnej Musicae Sacrae Disciplina napisał o wadze śpiewu sakralnego: „Na tym bowiem polega znaczenie i zadanie muzyki sakralnej, że swymi dźwiękami i świętością upiększa głosy tak sprawującego świętą Liturgię kapłana, jak oddającego chwałę Bogu ludu wiernego - którego serca wewnętrzną swą siłą porywa ku Bogu, żarliwszymi czyni liturgiczne modły zebranej wspólnoty chrześcijańskiej, dzięki czemu wszyscy mogą usilniej i skuteczniej chwalić Boga w Trójcy Świętej Jedynego i prosić Go o potrzebne łaski. Dzięki też muzyce liturgicznej zwiększa się cześć oddawana Bogu przez Kościół w zjednoczeniu z jego Głową Chrystusem. Zbierają również wierni pod wpływem wzruszającej ich muzyki obfitsze owoce ze świętej Liturgii, co nierzadko okazują godnym chrześcijanina życiem i obyczajem”. Śpiew pogłębia więc życie duchowe katolików, urzeczywistniając bardziej społeczne królowanie Chrystusa.    

W encyklice Quas primas Piusa XI znajduje się rozdział zatytułowany: „Chrystus jako Król w liturgii”. Posłuchajmy całego tego fragmentu: „Wskutek tej wspólnej nauki ksiąg świętych [Pisma św.] musiało zaiste wyniknąć, żeby Kościół katolicki, to Królestwo Chrystusa na ziemi, mające się rozszerzyć na wszystkich ludzi i na wszystkie krainy, uwielbił sprawcę swego i założyciela, pomnażając oznaki swej czci w dorocznym cyklu świętej liturgii, jako Króla, Pana i Króla królów. Zaiste Kościół tych oznak czci, wyrażających jedną i tę samą myśl, choć w pięknej różnorodności, używał tak w starej psalmodii i starożytnych księgach liturgicznych, jak i dziś używa w codziennie zanoszonych modłach publicznych przed Boży majestat i przy sprawowaniu niepokalanej ofiary; w tym zaś nieustannym wysławianiu Chrystusa-Króla, łatwo można zauważyć prześliczną harmonię między naszymi, a wschodnimi obrzędami, tak, że tym razem sprawdza się powiedzenie: modlitwa Kościoła jest prawidłem wiary”. Te słowa papieża potwierdzają, że tradycyjna liturgia zaszczepia w katoliku świadomość społecznego królowania Chrystusa.                            

Parę słów powiedzmy teraz o MINISTRANTURZE. Możemy zadać sobie pytanie, jak to się działo, że sam król Jan III Sobieski służył do Mszy św. jako ministrant! Wiemy, że przed samą bitwą pod Wiedniem wraz ze swoim synem Jakubem posługiwał o. Markowi z Aviano do Mszy św. Jakie musiało być rozumienie Ofiary Mszy św., że sam król tak potężnego narodu posługiwał do niej jako ministrant! Ja myślę, że on wiedział, że służy jako król Najwyższemu Królowi! Tego uczy dostojność liturgii tradycyjnej, jej misterium. A kiedy poddani widzieli króla na kolanach, posługującego jako ministranta, a więc jako sługę… Powiększało to w nich  świadomość społecznego panowania Chrystusa jako Króla! Dziś niestety powszechnie widzimy jak ministranci porzucają posługę ministranta, bo już są w gimnazjum czy w szkole średniej. Wstydzą się tej posługi, a nawet twierdzą, że już z tego wyrośli. Kiedy przyjrzymy się dawnej ministranturze, od razu widzimy jak ważną rolę pełnił ministrant. W imieniu ludu dialogował z kapłanem przy stopniach ołtarza, wiele razy dzwonił dzwonkami, podnosił ornat na Podniesienie, przenosił mszał itd. Coś niezwykłego jest w tej Mszy, że tak przyciąga ona chłopców i dorosłych mężczyzn do posługi przy niej. A jasno określone zasady służenia powodują, że ministrant pragnie pełnić coraz to zaszczytniejsze funkcje w liturgii. A tak rodzi sie niejedno powołanie. Tam, gdzie sprawowana jest Msza trydencka, nie brakuje powołań, wręcz przeciwnie, jest ich coraz więcej! Królowi Francji św. Ludwikowi IX codzienna ranna Msza św. dawała siłę, by wprowadzać we Francji królestwo Boże oparte na Chrystusowych zasadach. Podobnie w Ślubach Lwowskich król Jan Kazimierz odczytał podczas Mszy św. słowa: „Ja, Jan Kazimierz, za zmiłowaniem Syna Twojego, Króla królów, a Pana mojego i Twoim miłosierdziem król”. Jasno dał do zrozumienia kto jest Królem nad królami!     

Możemy spojrzeć na inną postać, późniejszą w czasie. Oto widzimy majora Zugmunta Szendzielarza ps. Łupaszka, jak posługuje jako ministrant do Mszy św. Ten – już pułkownik – żołnierz wyklęty, wielki bohater naszego narodu posługiwał przez całe życie jako ministrant! Myślę, że również widział tam swojego Króla, któremu służył! Potrafił zorganizować spowiedź wielkanocną dla 500. żołnierzy swojego oddziału! To właśnie Msza św. i wiara dawała mu tę duchową siłę. Ministrant tak ukształtowany nie wstydzi się śpiewać hymnu służby liturgicznej: „Króluj nam, Chryste, zawsze i wszędzie. To nasze rycerskie hasło”.  

Ppłk. Łukasz Ciepliński – również żołnierz wyklęty – pisał w grypsach z więzienia komunistycznego do swego synka Andrzejka takie słowa: Widzisz Synku – z Mamusią modliliśmy się zawsze, byś wyrósł ku chwale idei Chrystusowej, na pożytek Ojczyźnie i nam na pociechę. (…) Wierzę bardziej niż kiedykolwiek, że Chrystus zwycięży, Polska niepodległość odzyska, a pohańbiona godność ludzka zostanie przywrócona. (…) Bogu dziękuję za to, że mogę umierać za Jego wiarę świętą, za moją Ojczyznę i za to, że dał mi taką żonę i wielkie szczęście rodzinne. (…) Żegnaj mój ukochany. Całuję i do serca tulę. Błogosławię i Królowej Polski oddaję. Ojciec”. O jakiej idei Chrystusowej pisał ten żołnierz wyklęty? Z kontekstu wywnioskować możemy, że chodziło o ideę społecznego królowania Chrystusa! Skąd w tamtym pokoleniu takie myślenie? Czy nie brało się ono również z Mszy św.? Tamci katolicy wychowywali się bowiem na Mszy tradycyjnej. Dla nich idea społecznego panowania Chrystusa była tak jasna i oczywista, że oddawali za nią życie, pragnąc zaszczepić ją w Polsce! Ofiara Mszy św. uczyła i zaszczepiała w nich ducha ofiary aż do przelania krwi!    

Niektórzy współczesny Kościół nazywają Kościołem żeńsko-katolickim. I rzeczywiście mężczyzn w kościołach mamy coraz mniej. Jak mamy wprowadzić społeczne królowanie Chrystusa, jak mężczyźni odpłyną nam z kościołów? Oczywiście rola kobiet jest tu nieoceniona, ale to właśnie mężczyźni stanowią Kościół hierarchiczny i to oni mają mocniejszy wpływ np. na politykę czy gospodarkę! Myślę, że właśnie Msza trydencka wprowadza klimat męskości do Kościoła. Chorał gregoriański, łacina, radykalne nauczanie… bardziej przyciągną mężczyzn niż scholka śpiewająca przy akompaniamencie gitar. Niektórzy dziękują mi za męskie kazania. Męskie czyli radykalne, to słowo radykalne znaczy, że głoszona jest nauka katolicka na sposób integralny, całościowy. I tak wyłożone dogmaty i zasady moralności tworzą zmysł katolickiej wiary i poprawiają moralność w społeczeństwie! Tam więc gdzie wraca Msza tradycyjna, wracają kazania np. na temat czyśćca, sądu, grzechu, odpustów, walce duchowej, potrzeby pokuty za grzechy, ale i kazania o katolickiej nauce społecznej, a w tym właśnie o społecznym królowaniu Chrystusa! Musimy więc zaszczepić w wiernych świadomość i rozumienie idei społecznego królowania Chrystusa. Obserwujemy jak dzięki powrotowi do Mszy trydenckiej, wraca tradycyjne nauczanie, wracają dawne katechizmy i książeczki do nabożeństwa. Wraca nabożeństwo rozważania Męki Pańskiej, które jest niezwykle owocne duchowo.  

ŚWIĘTO CHRYSTUSA KRÓLA

Celebracja liturgii w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego łączy się z używaniem dawnego przedsoborowego KALENDARZA LITURGICZNEGO. A w nim zauważyć musimy święto Chrystusa Króla, które zostało wprowadzone przez papieża Piusa XI encykliką Quas primas. W encyklice, będącej uwieńczeniem papieskiego nauczania o społecznym królowaniu Chrystusa papież pisze, że na szerzący się laicyzm daje lekarstwo, którym jest ustanowienie święta Chrystusa Króla. Pius XI wyraża nadzieję, że obchodzone od 1925 r. corocznie, uroczyście i publicznie święto Chrystusa Króla „rychło sprowadzi z powrotem społeczeństwo do Najukochańszego Zbawcy” [Qp, 21]. Będzie ono wreszcie napomnieniem tak dla jednostek, jak dla „władz i rządzących”, o obowiązku publicznego oddawania czci i słuchania Chrystusa; „przywiedzie im na myśl ów sąd ostateczny, – pisze papież – na którym Chrystus, nie tylko usunięty z życia publicznego, lecz także przez wzgardę zlekceważony i zapoznany, bardzo surowo pomści tak wielkie zniewagi, ponieważ godność Jego królewska tego się domaga, aby wszystkie państwa tak w wydawaniu praw i w wymierzaniu sprawiedliwości, jak też w wychowaniu młodzieży w zdrowej nauce i czystości obyczajów zastosowały się do przykazań Bożych i zasad chrześcijańskich” [Qp, 26]. Papież również zobowiązuje kapłanów, by w to święto wykładali naukę o społecznym królowaniu Chrystusa.   

Oprócz samego faktu wprowadzenia tegoż święta w cykl roku liturgicznego należy zaznaczyć to, jaki czas wyznaczono na to święto. Otóż zostało ono wpisane w kalendarz liturgiczny na niedzielę poprzedzającą uroczystość Wszystkich Świętych. Pius XI uzasadnia to takimi słowami: „A do obchodzenia tego święta wydała się najodpowiedniejsza spośród innych ostatnia niedziela października, która prawie zamyka okres roku kościelnego: w ten sposób rozpamiętywanie w ciągu roku tajemnic życia Jezusa Chrystusa zakończy się niejako i pomnoży świętem Chrystusa Króla i zanim obchodzić będziemy chwałę Wszystkich Świętych, wysławiać i głosić będziemy chwałę Tego, który tryumfuje we wszystkich Świętych i wybranych” [Qp, 25]. Umiejscowienie tego święta w niedzielę przed uroczystością Wszystkich Świętych zakorzenia więc królowanie Chrystusa tu na ziemi w sferze społecznej. Chodzi przecież o to, aby – jak pisze papież – Jezusa Króla „wyprowadzić z zacisza świętych przybytków, jak gdyby z ukrycia i wiodąc Go w tryumfalnym pochodzie po ulicach miast (…) przywrócić [Mu] wszystkie prawa królewskie” [Qp, 23]. W umiejscowieniu tego święta pod koniec października pozostawały jeszcze 3 lub 4 niedziele roku liturgicznego. A więc rok liturgiczny jeszcze się nie kończył. To oznaczało władanie Chrystusa nad czasem, nad ludźmi i nad wszystkimi narodami. Znaczenie tego było ogromne, a zarazem bardzo wymowne.

W dwujęzycznym Mszaliku wydawnictwa Pallottinum z roku 1965 we wstępnie do formularza na święto Chrystusa Króla czytamy następujące słowa: „Święto Chrystusa Króla, ustanowione przez papieża Piusa XI w 1925 r., obchodzi się w ostatnią niedzielę października, bezpośrednio przed uroczystością Wszystkich Świętych i Dniem Zadusznym, aby uwydatnić zjednoczenie się w Chrystusie trzech części Jego Królestwa: Kościoła pielgrzymującego, triumfującego i cierpiącego”. Ten komentarz do święta Chrystusa Króla ukazuje nam Chrystusa jako Pana i Króla Kościoła na ziemi (pielgrzymującego i walczącego), Króla Kościoła w niebie (tryumfującego i chwalebnego) i Króla Kościoła w czyśćcu (pokutującego i cierpiącego). Chrystus jest Królem ziemi, nieba i czyśćca! Dlatego nie bez przyczyny papież Pius XI ustanowił to święto na ostatnią niedzielę października.

W Kanonie Rzymskim – odczytywanym w każdej liturgii tradycyjnej – w piękny sposób jest nam powiedziane o niebie i czyśćcu. W czasie modlitwy za zmarłych kapłan mówi: „Pomnij też, Panie, na sługi i służebnice Twoje N.N., którzy nas poprzedzili ze znamieniem wiary i śpią snem pokoju. Im oraz wszystkim spoczywającym w Chrystusie, użycz, błagamy Cię, Panie, miejsca ochłody, światłości i pokoju”. Tylko Chrystus Król ma władzę ochłodzić upał ognia czyśćcowego i obdarzyć te dusze niebem - miejscem ochłody. Tu Jezus ukazany jest jako Pan czyśćca i nieba!

Natomiast w kolekcie tego święta Chrystusa Króla słyszymy modlitwę kapłana: „Wszechmogący, wieczny Boże, Ty postanowiłeś wszystko odnowić w umiłowanym Synu Twoim jako Królu wszechrzeczy: spraw łaskawie, aby rodziny narodów, rozdzielone na skutek ran grzechowych, poddały się jego najsłodszemu panowaniu”. Kolekta mówi nam o narodach, które poddać się mają panowaniu Chrystusa! Takie więc było znaczenie święta Chrystusa Króla obchodzonego w Kościele w ostatnią niedzielę października według tradycyjnego kalendarza w liturgii.   

W 1969 r. przy reformie liturgii święto to przeniesiono na ostatnią niedzielę roku liturgicznego i zmieniono nazwę na Jezusa Chrystusa Króla Wszechświata. Podkreślono więc aspekt eschatologiczny, a więc królowanie Chrystusa, które w pełni nastąpi dopiero na końcu czasów poprzez Sąd Ostateczny i zmartwychwstanie powszechne. Natomiast zmiana nazwy położyła akcent na panowanie Chrystusa w całym kosmosie, co niestety umniejszyło znacznie aspekt królowania Chrystusa w społeczeństwach i w narodach. Dziś widzimy jak niemal całkowicie zniknęła z myślenia katolików myśl, że zasady państwa winny być podporządkowane panowaniu Chrystusa Króla, a więc być zgodne z Jego prawem. Nieznana jest również katolikom idea państwa katolickiego, których też już nie ma.        

Ks. Robert Mader w swojej książce Serce naszej wiary w rozdziale poświęconym tajemnicy Przeistoczenia napisał: „Encyklika, ogłaszająca święto Chrystus Króla, mówi o zarazie naszego wieku. Jest nią tzw. laicyzm, czyli pozbawianie publicznego życia państwowego i gospodarczego oraz całej naszej kultury katolickiego ducha. Msza św. jest wielką ofiarą przebłagalną wiernych za błędy naszych czasów, za laicyzm, za zeświecczenie. (…) Lecz cóż to jest laicyzm? Laicyzm to (…) zaprzeczenie zwierzchności Boga nad społeczeństwem ludzkim. A czymże jest Przeistoczenie w niedzielnej uroczystej Mszy św.? Wyznaniem niezaprzeczalnej zwierzchności Najwyższego nad wszelką społecznością. Nie można uczęszczać na Mszę św. i być zarazem poplecznikiem laicyzmu”.

Zastanawiamy się jak wprowadzić społeczne królowanie Chrystusa, ale musimy pamiętać, że trzeba nam również czynić ekspiację za zdetronizowanie Chrystusa w naszych narodach. Trzeba wynagrodzić Bogu wszelkie zniewagi religii katolickiej, profanacje Najświętszego Sakramentu, usunięcie Chrystusa z przestrzeni publicznej, wprowadzanie praw sprzecznych z prawem Bożym. A najdoskonalszym sposobem wynagradzania jest właśnie Ofiara Mszy św. Nic też nie stoi na przeszkodzie, byśmy zamawiali intencje Mszy św. jako przebłagalne za grzechy świata i za zanegowanie królowania Chrystusa w społeczeństwach.

PODSUMOWANIE          

Nie ma więc mowy o społecznym królowaniu Chrystusa, dopóki nie zrozumiemy w pełni czym jest Msza św., dopóki nie zaczniemy jej celebrować w sposób najpiękniejszy z możliwych! Niech Msza św. w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego prowadzi nas do uznania władania Chrystusa nad całym światem widzialnym i niewidzialnym! Liturgia ta jest konieczna w procesie przywrócenia społecznego królowania Chrystusa. A i nową liturgię celebrujmy z jak największym namaszczeniem. Z użyciem chorału gregoriańskiego, z elementami w języku łacińskim, z użyciem kadzidła, pokropieniem wiernych na początku liturgii… Liturgię eucharystyczną sprawujmy w stronę krzyża, do czego wzywał nas kilka tygodni temu kard. Sarah prefekt Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów. Niech Ofiara Mszy świętej stanie się fundamentem odnowy moralnej naszego narodu i całego świata. Niech stanie się fundamentem społecznego królowania Chrystusa!   

Na koniec posłuchajmy fragmentu z Księgi Malachiasza, zapowiedzi celebracji Najdoskonalszej Ofiary – Mszy św.:

„Od wschodu słońca aż do jego zachodu
wielkie będzie imię moje między narodami,
a na każdym miejscu dar kadzielny będzie składany
imieniu memu i ofiara czysta.
Albowiem wielkie będzie imię moje między narodami -
mówi Pan Zastępów”
(Mal 1,11).