ROTMISTRZ WITOLD PILECKI - WZÓR WIARY I PATRIOTYZMU

Ks. Dawid Pietras
Kazanie, Gorzów Wlkp. 11 III 2017
Msza za Żołnierzy Wyklętych

RTM. WITOLD PILECKI – WZÓR WIARY I PATRIOTYZMU

Gromadzimy się na uroczystej Mszy św., sprawowanej o wieczny odpoczynek dla Żołnierzy Wyklętych. W dzisiejszym kazaniu pragniemy spojrzeć na jedną niezwykłą postać, a mianowicie na rotmistrza Witolda Pileckiego. Jest on bowiem wielkim bohaterem naszego narodu, ponadto odznaczał się głęboką wiarą w Boga. Jawi się on jako postać łącząca wiarę z patriotyzmem. Mimo iż w 2013 r. został on pośmiertnie podniesiony do stopnia pułkownika, to jednak dla wielu pozostaje on wciąż rotmistrzem. Dlatego będę używał określenia rotmistrz.       

Kim był i czego dokonał Witold Pilecki? Spójrzmy na początek jego życiorysu i na środowisko, z którego wyszedł. Urodził się 13 maja 1901 r. w Ołońcu. Wychowany był w rodzinie silnej wiarą i pełnej patriotyzmu. Znał na pamięć całe fragmenty „Trylogii” Henryka Sienkiewicza. Jego dziadek walczył w powstaniu styczniowym, za co spędził 7 lat na Syberii. Rodzina Witolda pochodziła z okolic Nowogrodu na Litwie. Pileccy wywodzili się ze szlacheckiego rodu herbu Leliwa, z którego pochodziła żona króla Władysława Jagiełły. Mając 13 lat wstąpił do harcerstwa, zakazanego przez rosyjskie władze.  

Początek jego zbrojnej walki za Polskę to lata 1918-21. Był kawalerzystą podczas walk w obronie Grodna. Następnie wstąpił do pułku ułanów i tam walczył w obronie Warszawy w wojnie polsko-bolszewickiej w 1920 roku, walczył również w bitwie w Puszczy Rudnickiej, a także brał udział w wyzwalaniu Wilna. Walczył wtedy jako plutonowy-harcerz, mając zaledwie kilkanaście lat. Kapitan Tadeusz Kawalec – dowódca I Wileńskiej Kompanii Harcerskiej notował: „Pilecki wykazał na froncie bardzo dobrą postawę bojową, jako żołnierz śmiały, energiczny i orientujący się w sytuacji”. Po wojnie z bolszewikami wstąpił do Związku Bezpieczeństwa Kraju oraz skończył 10-miesięczny kurs w Szkole Podchorążych Rezerwy Kawalerii w Grudziądzu.

Miał duszę artysty. W 1922 r. zaczął studia na Wydziale Rolnym na Uniwersytecie Poznańskim oraz na Wydziale Sztuk Pięknych na Uniwersytecie Stefana Batorego w Wilnie. Malował obrazy do kościoła parafialnego, jak chociażby obraz św. Antoniego i Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Do dziś w kościele w Krupie widzą te dwa obrazy pędzla Witolda Pileckiego. Spod jego ręki wyszły również baśniowe obrazy i obrazy namalowane dla dzieci. Pisał również wiersze. Niestety ciężka choroba ojca i sytuacja finansowa majątku w Sukurczach zmusiły go do przerwania studiów i powrotu do domu rodzinnego. Tam zajął się kierowaniem posiadłością rodzinną, ponadto założył kółko rolnicze i mleczarnię, której był prezesem. Zajmował się także opieką społeczną. Mimo tak rozlicznych obowiązków odbył praktykę w 26. pułku Ułanów Wielkopolskich. W 1932 r. w powiecie lidzkim utworzył z okolicznych osadników wojskowych Konne Przysposobienie Wojskowe „Krakus”. Za jego zaangażowanie wojskowe w 1938 r. został odznaczony Srebrnym Krzyżem Zasługi. Został też dwukrotnie odznaczony Krzyżem Walecznych. W 1933 r. ożenił się z młodą nauczycielką Marią Ostrowską, z którą miał dwójkę dzieci: Zofię i Andrzeja. O swym ojcu dzieci opowiadają m.in., że wpajał im szacunek dla każdej formy życia - od biedronki spacerującej po źdźble trawy, po życie drugiego człowieka i własne. W tej kolejności. Mówił, że „życie każdego, nawet najmniejszego stworzonka, ma głęboko ukryty sens”. Uczył ich wiary, mówienia prawdy, odwagi, dyscypliny... Wiemy, że już w latach międzywojennych rozczytywał się w książeczce Tomasza a Kempis „O naśladowaniu Chrystusa”. Jednak jego radość z podjętych inicjatyw społecznych i rodziny już wkrótce miała się skończyć.

Kiedy wybuchła II wojna światowa, Pilecki wziął udział w kampanii wrześniowej. Był dowódcą plutonu w szwadronie kawalerii 19 Dywizji Piechoty Armii „Prusy”, a następnie w 41 Dywizji Piechoty na przedmieściu rumuńskim. Jego oddział konny – 185 koni i oddział pieszy – ok. 160 ludzi, zniszczył 2 samoloty i 7 czołgów niemieckich. Po rozwiązaniu plutonu 17 października Witold Pilecki przeszedł do konspiracji.  

Udał się do Warszawy, gdzie w listopadzie 1939 r. stał się twórcą Tajnej Armii Polskiej (TAP). Kapelanem tej organizacji został ks. Jan Zieja. Zawiązanie organizacji nastąpiło przy zamkniętych drzwiach kościoła. W TAP-ie Pilecki był inspektorem głównym i szefem sztabu. Stał się zwolennikiem wcielenia Tajnej Armii Polskiej do Związku Walki Zbrojnej, co tez nastąpiło na przełomie 1941/1942.    

Kiedy niektórych członków tej organizacji wywieziono do obozu Auschwitz, postanowił dobrowolnie udać się tam. Celem przedostania się do obozu było zebranie informacji wywiadowczych. W 1940 r. dał się złapać w Warszawie na Żoliborzu na placu Wilsona. I tak z fałszywym nazwiskiem jako Tomasz Serafiński trafił do obozu koncentracyjnego Auschwitz. Był jedynym człowiekiem, który na ochotnika dał się zamknąć w obozie. Stąd nazywamy go „Ochotnikiem do Auschwitz”. Tam, oznaczony numerem 4859 był twórcą obozowej siatki konspiracyjnej, która nosił nazwę „Związek Organizacji Wojskowej” (ZOW). Podczas pobytu w obozie z inicjatywy Pileckiego, w 1942 r. doszło do zjednoczenia istniejących tam organizacji podziemnych, powstały bataliony, kompanie i plutony jak w wojsku. Podziemna armia była gotowa w każdej chwili do wyzwolenia obozu, jeśli taki rozkaz przyszedłby od dowództwa AK. Miało się to dokonać przy wsparciu oddziałów partyzanckich z zewnątrz obozu przy jednoczesnym zrzucie broni i desancie żołnierzy. Celem Związku Organizacji Wojskowej było ponadto: podtrzymywanie kolegów na duchu; przekazywanie więźniom wiadomości z zewnątrz obozu; potajemne zdobywanie żywności, leków, ubrań i rozdzielanie ich; przekazywanie wiadomości poza obóz. Witold Pilecki opracował pierwsze raporty o ludobójstwie w Auschwitz. Były one przekazywane do centrali AK w Warszawie, a następnie na Zachód w ręce aliantów. Jakiś czas działała nawet ukryta w obozie radiostacja, która nadawała opowiadając o sytuacji w lagrze. Dzięki tej konspiracji, będąc jeszcze więźniem, został Pilecki awansowany do stopnia porucznika, przez generała Stefana Grota-Roweckiego.

Ponadto Pilecki był dla swoich współwięźniów oparciem, nie okazując żadnego załamania w istniejącej sytuacji. Wytrwale znosił wszelkie przeciwności jak np. straszne wszy w tzw. szpitalu, które musiał garściami odgarniać przez całą noc. W walce o przetrwanie nauczył się pracy w stolarni. Należy tu wspomnieć o Raporcie Witolda spisanym w 1945 roku już po II wojnie światowej. Obszerny tekst ukazuje sytuację obozu i zawiera bezcenne informacje. Lektura ta powinna stać się obowiązkową lekturą w szkole! Tekst ten ukazuje również duszę Witolda, jego wielką wiarę. W tymże raporcie pisał: „Specjalnie jednak bolało nas, gdy w ogromnych stosach ubrań i rzeczy, należących do zagazowanych, znajdowaliśmy wśród małych buciczków i wózków dziecinnych różańce i książeczki do nabożeństwa w języku polskim”. Ponadto w raporcie nie ma nawet cienia nienawiści wobec oprawców.

Jego pobyt w obozie trwał ok. 1000 dni! Po niespełna trzech latach piekła uciekł stamtąd przez piekarnię obozową. Ucieczkę podjął wtedy, gdy nie zabijano już dziesięciu więźniów za ucieczkę jednego, a dalsze kontynuowanie misji zbierania informacji przestało mieć sens. Był jedynym, który wszedł do obozu, kiedy chciał i wyszedł, kiedy chciał. Po ucieczce dowództwu Armii Krajowej przedstawił plany ataku i wyzwolenia obozu, do którego jednak nigdy nie doszło.  

Czytając raport Witolda uderzył mnie pewien fragment, kiedy opisuje sytuację pewnej całonocnej stójki. Pisze, że ta noc była dla niego szczególnie ciężka z powodu ogromnego osłabienia organizmu, a ponadto wcześniej oddał swój płaszcz jednemu z więźniów! To jest heroizm, by w takim miejscu, będąc samemu chorym, oddać komuś swój płaszcz! Przypominają mi się słowa Chrystusa: "Temu, kto chce prawować się z tobą i wziąć twoją szatę, odstąp i płaszcz” (Mt 5,40). Z tekstu raportu wiemy również, że Pilecki uczestniczył w potajemnie odprawianych Mszach św. i przyjmował sakramenty, gdyż jak sam się określił: „Byłem człowiekiem wierzącym”.        

Niestety pamiętamy, jak wręcz skandaliczne było przemilczenie św. Maksymiliana Kolbe i rtm. Witolda Pileckiego podczas 70. rocznicy wyzwolenia Aushwitz. Nie zaproszono na te obchody rodziny Witolda Pileckiego.

Po ucieczce z obozu Pilecki nie zawiesił swojej działalności wojskowej. Walczył w oddziale III Kedywu KG AK. Był zastępcą dowódcy Brygady Informacyjno-Wywiadowczej „Kameleon”-„Jeż”. Następnie jako zastępca, a następnie dowódca batalionu wziął udział w Powstaniu Warszawskim. Miejsce, które bronił nazwano „Redutą Witolda”. Nie zostało ono zdobyte podczas 63 dni powstania!

Po upadku Powstania Warszawskiego w latach 1944–1945 przebywał w niewoli niemieckiej w stalagu 344 Lamsdorf i oflagu VII A w Murnau. Tam opiekował się młodymi powstańcami, za co otrzymał wdzięczne miano „Taty”. Po wyzwoleniu wyjechał do Włoch, gdzie otrzymał przydział do II Korpusu Polskiego. Tam rozmawiał z gen. Andersem o stworzeniu siatki wywiadowczej w Polsce i realizacji celów organizacji NIE. Rozmowę tę możemy zobaczyć w pierwszej scenie teatru „Śmierć Rotmistrza Pileckiego”. Pragnął wrócić do Polski, by kontynuować swoją prace dla dobra ojczyzny.

Po powrocie do kraju w 1945 roku Pilecki zorganizował w Warszawie nową siatkę wywiadowczą i zaczął zbierać informacje o sytuacji w Polsce komunistycznej, o żołnierzach Armii Krajowej a także drugiego Korpusu. Byli oni bowiem więźniami w obozach NKWD, a wielu z nich deportowano na Syberię. Generał Anders rozkazał mu opuścić Polskę z powodu zagrożenia aresztowaniem, jednak na ten rozkaz nie zareagował. „Wszyscy nie mogą stąd wyjechać, ktoś musi trwać i walczyć” - tłumaczył żonie podczas ostatniego widzenia w Więzieniu Mokotowskim. Zastanawiał się nad skorzystaniem z amnestii w 1947, jednak finalnie stwierdził, że nie będzie się ujawniać.

Został aresztowany 8 maja 1947 roku. Pileckiego oskarżono o: nielegalne przekroczenie granicy, posługiwanie się fałszywymi dokumentami, brak rejestracji w Rejonowej Komendzie Uzupełnień, nielegalne posiadanie broni palnej, prowadzenie działalności szpiegowskiej na rzecz Andersa, przygotowywanie zamachu na grupę dygnitarzy MBP. Karę śmierci wykonano dnia 25 maja 1948 r. w Mokotowskim więzieniu na sposób katyński, czyli poprzez strzał w tył głowy. Znamy słynne stwierdzenie Pileckiego do jego żony chwilę przed egzekucją: „Ja już żyć dłużej nie mogę. Mnie wykończono. Oświęcim przy tym to była igraszka”. Roczne śledztwo bowiem, jakiemu został poddany ten wielki Polak przewyższyło okrucieństwem metody stosowane przez SS. Proces prowadzili m.in. płk. Eugeniusz Chimczak, a być może również płk. Jacek Różański – dyrektor Departamentu Śledczego Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Obaj słynęli z brutalności przesłuchań. Różański miał powiedzieć Pileckiemu: „Jak będziesz wciąż milczał, zobaczysz, jak kwiat młodzieży ubeckiej gwałci twoją żonę”. Z relacji współwięźnia z Rakowieckiej, ks. Antoniego Czajkowskiego - "Badury" wiadomo, że nieludzkim torturom poddawany był nawet po wyroku śmierci. Ksiądz opowiadał, że podczas przesłuchania nie mógł podnieść głowy i miał połamane żebra. Natomiast ks. Jan Stępień - kapelan  AK, późniejszy rektor warszawskiej ATK, wspominając pobyt na Rakowieckiej, pisał: „Wszyscy więźniowie uważali go za bohatera. Ci zaś, którzy go znali dłużej, wyrażali się o nim po prostu jak o świętym”. Ci, którym dane było zetknąć się z nim w mokotowskiej katowni, wspominają go pogrążonego w modlitwie lub rozmyślaniach.

Podczas procesu Pilecki po raz kolejny okazał wielkie bohaterstwo. Całą sprawę wziął na siebie. W petycji napisanej poetyckim tekstem do płk. Różańskiego, 6 dni po aresztowaniu prosił go słowami: „Aby sumą kar wszystkich – mnie tylko karano. Bo choćby mi przyszło postradać me życie – tak wolę – niż żyć wciąż, a w sercu mieć ranę”. Zeznawał więc w śledztwach w taki sposób, by ocalić życie swoich współpracowników. Ostatecznie wyrok śmierci wykonano tylko na nim, uznając go za szczególnie niebezpiecznego wroga Polski Ludowej. Wyjątkowo przy egzekucji był obecny ksiądz, a pozwolenie na to dał najprawdopodobniej sam płk. Różański. Znamienna jest scena teatru „Śmierć Rotmistrza Pileckiego”, kiedy do płk. Różańskiego podczas ostatniej rozmowy mówi: „Będę się za pana modlił do końca”.      

Po dziesięciu miesiącach przesłuchań i wyrafinowanych tortur zaczął się proces tzw. grupy Witolda, związanej z jego działalnością. Wiemy, że podczas rozprawy Witold Pilecki trzymał ręce z tyłu, co też widać na zdjęciu. Nie chciał martwić żony, dlatego ukrywał dłonie, by nie zauważono, że w efekcie śledztwa miał powyrywane paznokcie. Zofia Pilecka, córka Witolda relacjonuje: „Na jednym z ostatnich posiedzeń, gdy już było wiadomo, że zginie, ojciec dał mamie mały metalowy grzebyk i powiedział, żeby koniecznie kupiła książkę Tomasza a Kempis „O naśladowaniu Chrystusa”. Chciał, żeby mama codziennie czytała nam fragmenty tej cudownej książeczki. To ci da siłę – powiedział do niej. Bardzo sobie cenię tę książeczkę i przez cały czas ją czytam. Jest to także testament dla mnie”. Tę książeczkę zostawił więc rodzinie jako swój testament. Ta książka miała ogromny wpływ na jego życie. Z niej uczył się naśladować Chrystusa. Na ścianie celi więziennej wyrył słowa z tej książki: „Starałem się żyć tak, abym w godzinie śmierci mógł się raczej cieszyć, niż lękać”. Samo to zdanie wypowiedziane przez Pileckiego świadczy dobitnie o postawie życiowej, przymiotach ducha i wartościach wyznawanych przez niego. Nic więc dziwnego, że jeden z jego przyjaciół powiedział o nim, że „starał się żyć jak Chrystus”. Bez wątpienia, wiara dawała mu siłę do tak wielkich rzeczy! Kto byłby zdolny do takich poświęceń, jak nie człowiek wierzący i kochający swój kraj!? Określając postawę Witolda Pileckiego, jego syn cytuje fragment książki „O naśladowaniu Chrystusa”: "Największą przeszkodą do osiągnięcia doskonałości jest miłość własna" i dodaje: „Witold z całą pewnością był od niej wolny. Ojciec zawsze myślał o innych, nigdy o sobie”.

I tak zakończyło się bohaterskie życie Witolda Pileckiego. W 1990 roku unieważniono pośmiertnie ciążący na nim wyrok śmierci. W 1995 r. odznaczono go Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski, w 2006 otrzymał Order Orła Białego, a w 2013 został awansowany do stopnia pułkownika. Niestety jego ciała do dziś nie odnaleziono. Najprawdopodobniej został pochowany w ziemi na cmentarzu na Powązkach, być może na wysypisku śmieci.

Nie brakuje dziś środowisk pragnących beatyfikacji Witolda Pileckiego. Wiemy jednak, że aby rozpocząć proces beatyfikacyjny na etapie diecezjalnym, musi być wśród wiernych przekonanie o świętości kandydata (sława świętości, która istniała za życia i po śmierci). Musi istnieć jakiś kult prywatny wśród wiernych oraz aktualność prawy, czyli duchowy pożytek ewentualnej beatyfikacji. Za ten proces odpowiada biskup diecezjalny miejsca śmierci kandydata. Sprawa jednak jest dość trudna z powodu odległego czasu jego życia, a także przemilczenia tej postaci przez całe dziesięciolecia. Nie możemy jednak wykluczyć ewentualnej próby wszczęcia procesu w przyszłości. Sam osobiście jestem przekonany o świętości Witolda Pileckiego i mam do niego osobisty prywatny kult. Często proszę go o pomoc w trudnych sytuacjach. Podziwiam jego męstwo i wiarę!      

O Rtm. Pileckim powstało wiele programów, w tym wspomniany już teatr Telewizji Polskiej „Śmierć Rotmistrza Pileckiego” i fabularyzowany dokument pt. „Pilecki”. Wciąż jednak nie doczekaliśmy się filmu z prawdziwego zdarzenia o tym wielkim bohaterze. Cieszymy się, że postać ta staje się coraz bardziej znana, szczególnie wśród młodych Polaków. Dzieje się tak, mimo iż w szkole niemal w ogóle nie mówiło się o tych bohaterach. Żywimy nadzieję, że uda wkrótce się odnaleźć ciało Witolda Pileckiego, tak jak udało się odnaleźć ciało Danuty Siedzikówny czy Zygmunta Szendzielarza.   

Mamy tak wielkich bohaterów, ale niestety wyklętych, bo przemilczanych przez całe dziesięciolecia. Dziś jednak ich życie i bohaterstwo staje się dla nas inspiracją do walki o Polskę! Syn Witolda nazwał go „świętym polskiego patriotyzmu”. Kiedy młodzieży z innych krajów opowiada się o tej postaci, oni nie mogą uwierzyć, że taki ktoś naprawdę istniał! Myślą, że jest to postać książkowa.  

Witold Pilecki napisał kiedyś: „Znalazłem w sobie radość wynikającą ze świadomości, że chcę walczyć”. Patrząc na tak wielkiego bohatera, zastanówmy się czy my chcemy walczyć o nasz kraj. Dziś, kiedy trwa walka o tożsamość naszego narodu, walka o wiarę i patriotyzm w sercach młodych pokoleń… Czy i my staniemy do walki o dobro Polski? Walka ta odbywa się poprzez modlitwę, szerzenie ducha patriotyzmu… Dziś toczy się walka ze zniewoleniem ducha, z nihilizmem, materializmem, ateizmem... Potrzeba nawet prostego świadectwa, jak np. poprzez wywieszenie flagi w dzień 1 marca.  

Brytyjski historyk Michael Foot uznał go za jednego z sześciu najodważniejszych ludzi na świecie walczących podczas okupacji hitlerowskiej. Witold Pilecki to wspaniały autorytet dla młodzieży i każdego z nas!

Głęboko wierzę, że rtm. Witold Pilecki jest dziś wśród nas. Panie Rotmistrzu, dziękujemy za Twą wielką ofiarę dla Polski, za przykład wiary i patriotyzmu, jaki nam dałeś! Pragniemy naśladować Twoje oddanie się Polsce! Tak, jak Ty, pragniemy być wierni Bogu i służyć naszemu Narodowi!

Na koniec odmówmy wspólnie modlitwę żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych:    

Panie Boże Wszechmogący,
daj nam siłę i moc wytrwania
w walce o Polskę,
której poświęcamy nasze życie.
Niech z krwi niewinnie przelanej braci naszych,
pomordowanych w lochach gestapo i czeki,
niech z łez naszych matek i sióstr,
wyrzuconych z odwiecznych swych siedzib,
niech z mogił żołnierzy naszych,
poległych na polach całego świata,
powstanie Wielka Polska.
O Mario, Królowo Korony Polskiej,
błogosław naszej pracy i naszemu orężowi.
O spraw miłościwa Pani,
patronko naszych rycerzy,
by wkrótce u stóp Jasnej Góry i Ostrej Bramy
zatrzepotały polskie sztandary z Orłem Białym
i Twym wizerunkiem. Amen.