Kazanie: ks. Dawid Pietras
Gorzów Wlkp. 20 XII 2015 r.
KAZANIE O NIEBIE I OTCHŁANI ŚWIĘTYCH OJCÓW
W ostatnich kazaniach poruszyliśmy tematy ostatnich sakramentów, śmierci, sądu szczegółowego i ostatecznego, wydarzeń ostatnich i zmartwychwstania ciał. W kolejnych kazaniach chcemy pochylić się nad zagadnieniami nieba, piekła i czyśćca. Po śmierci bowiem czekają nas trzy możliwości: wieczne zbawienie w niebie, wieczne potępienie w piekle lub czasowo trwający czyściec, który przygotuje nas na niebo. Dziś podejmiemy refleksję o niebie jako celu naszej ziemskiej wędrówki.
Przed dzisiejszą Mszą św. przeżywaliśmy sakrament chrztu św. To właśnie na mocy tego sakramentu staliśmy się dziedzicami nieba! W tym życiu jesteśmy tylko przechodniami, tu jest nasza obczyzna, a ojczyzna jest w niebie! „Jak długo pozostajemy w ciele, jesteśmy pielgrzymami, z daleka od Pana” – jak napisał św. Paweł (2 Kor 5,6). Pielgrzymujemy więc do nieba, ale czym jest to niebo, którego bramy otworzył nam sakrament chrztu św.?
Najprościej o niebie możemy powiedzieć, że niebem jest Bóg. Niebo można by opisać jednym słowem: Bóg! Sam Bóg jest niebem zbawionych. A konkretnie niebo polega na widzeniu Boga. W języku teologii nazywamy to visio beatifica, czyli widzenie uszczęśliwiające. W Liście św. Pawła do Tymoteusza czytamy: „Król królujących i Pan panujących, jedyny mający nieśmiertelność, który zamieszkuje światłość niedostępną, którego nikt z ludzi nie widział ani nie może zobaczyć” (2 Tm 6,16). Dopiero więc w niebie możliwe jest widzenie Boga, takim, jaki On jest. Bóg jest niedostępną światłością. Jezus mówił też o Aniołach, którzy wpatrują się nieustannie w Oblicze Jego Ojca (Mt 18,10). Św. Augustyn pisze, że wybrani w niebie poznają jasno ogrom wszystkich doskonałości i dzieł Boga. Widzą Boga takim, jaki On jest i przez to stają się podobni do Niego. „Wiemy, że gdy się objawi, będziemy do Niego podobni, bo ujrzymy Go takim, jakim jest” – pisze św. Jan (1 J 3,2). Św. Paweł natomiast dodaje: „Teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno; wtedy zaś ujrzymy twarzą w twarz” (1 Kor 13,12). Ujrzymy Boga nie własną mocą, ale mocą światła chwały Bożej, mocą Bożej łaski. Podobnie jak również do wiary człowiek dochodzi mocą łaski Bożej.
Jednak, by wiedzieć Boga twarzą w twarz, by móc Go kontemplować w niebie, dusza winna być nieskalana czysta. Nie wystarczy więc umrzeć jedynie w stanie łaski uświęcającej, jak mówi prawda wiary, że „łaska Boża jest do zbawienia koniecznie potrzebna”, ale człowiek winien być doskonale oczyszczony, by ujrzeć Boga. Człowiek odpokutowane musi mieć wszystkie grzechy. Stąd – jak zaświadcza wielu świętych – większość z nas będzie musiała przejść przez oczyszczający ogień czyśćca. Dusza, która ma na sobie choćby najmniejszą skazę grzechu, rzuci się z radością w czyściec i nigdy nie odważy się stanąć przed Bogiem. Bóg bowiem jest nieskończoną świętością i dlatego nic nieczystego do nieba nie wejdzie, jak czytamy w Apokalipsie (por. Ap 21,27). Stąd jeżeli nie będziemy doskonale oczyszczeni od grzechu i wydoskonaleni w miłości, a odejdziemy w stanie łaski uświęcającej, to czeka nas czyściec.
To poznanie Boga daje radość niewyobrażalną. W Ewangelii czytamy słowa pana z przypowieści o talentach, które wypowiedział on do pracowitego sługi: „Wejdź do radości twego pana” (Mt 25,21). Św. Bonawentura mówił, że „wybrani więcej się cieszą szczęśliwością Boga, aniżeli szczęśliwością własną”. A św. Karol Boromeusz pisał: „Jeśli tak miłym jest poznanie stworzeń, jakże słodkim musi być poznanie samego Stwórcy”. Dlatego św. Augustyn wołał do Boga: „U Ciebie, przez Ciebie i dla Ciebie radować się, na tym polega życie wieczne”. Św. Grzegorz Wielki mówił, że to obecne nasze życie w porównaniu do wiecznej szczęśliwości jest raczej śmiercią, niż życiem. A św. Wincenty Ferreusz pisał, że szczęście wybranych jest tak wielkie, że męki wszystkich męczenników nie są dostateczną zasługą na jedną godzinę szczęśliwości niebieskiej. Staniemy się więc uczestnikami szczęścia samego Boga, uczestnikami Boskiej natury. W Ewangelii niebo porównane jest do wielkich godów (por. Łk 14,16; Mt 8,11), przy których sam Bóg obsługuje gości (Łk 12,37).
Poznanie Boga łączy się z doświadczaniem Jego miłości. „Bóg jest miłością” – pisze św. Jan (1 J 4,16). Niebo jest więc ostatecznym wymiarem miłości, która nie przemija, jest doskonała. Doświadczenie tej miłości daje szczęście niewyobrażalne dla człowieka. Szczęścia takiego nie ma na ziemi. Ciało ludzkie nie byłoby w stanie znieść takiej miłości. Jezus mówi: „Kto zaś Mnie miłuje, ten będzie umiłowany przez Ojca mego, a również Ja będę go miłował i objawię mu siebie” (J 14,21).
To poznanie Boga jest w takim stopniu, w jakim dusza sama wydoskonaliła się w miłości, spełniając wolę Boga i upodabniając się do Chrystusa. Poznanie i miłość Boga dają tak wielki stopień radości, że wykluczonym jest w niebie wszelki smutek i wszelka boleść. Stopień chwały, stopień poznania Boga, a więc stopień szczęścia zależy więc od samego człowieka. O stopniach chwały i o zdobywaniu zasług na życie wieczne mówię szczegółowo w kazaniu „O wartości czasu”. Św. Faustyna w swoim Dzienniczku napisała o tym: „Chociaż wybrani w niebie widzą twarzą w twarz Boga i są zupełnie szczęśliwi, absolutnie – jednak ich poznanie Boga nie jest równe, dał mi to Bóg poznać. To głębsze poznanie zapoczątkowuje się tu na ziemi miarą łaski, ale w dużej mierze zależy to od wierności tej łasce” (pkt. 30). A św. Anzelm modlił się do Boga: „Święci miłować Cię będą w tym stopniu, w jakim Cię będą poznawali”. Dlatego mistycy i święci mówią nam o kręgach w niebie, o stopniach. Tenże stopień nie ulegnie ani zmniejszeniu, ani zwiększeniu. Jednak teolog Marcin z Kochem pisał, że Święci nieba doznają jakiejś dodatkowej radości czy chwały np. wtedy, gdy czczeni są w liturgii Kościoła. Św. Gertruda widziała Świętych Pańskich w takich chwilach, ozdobionych pięknymi szatami i otoczonych wspanialszym orszakiem. Zdawali się jakby podniesieni do większej chwały. A więc pewne jest to, że w niebie istnieją stopnie chwały. Wynika to ze sprawiedliwości Bożej. Mimo różnych stopni chwały nie ma między mieszkańcami nieba żadnej zawiści czy zazdrości. Św. Franciszek Salezy mówił: „Dwoje dzieci otrzymuje od ojca suknie z tej samej materii. Jednak mniejsze dziecko nie zazdrości większemu, że ma większą sukienkę. I słusznie, bo nawet nie przydałaby mu się na nic”. Każdy więc otrzyma pełnię według swoich możliwości. I każdy w niebie cieszył się będzie szczęściem drugiego, jakby swoim własnym. Każdy więc w niebie będzie oglądał Boga, ale każdy będzie Go oglądał według stopnia zasług, jak mówi Sobór Florencki. Według wielu Świętych mamy zająć miejsca w niebie po upadłych aniołach, a ci są stworzeni w dziewięciu chórach anielskich, a więc w różnych stopniach chwały. „W domu Ojca mego jest mieszkań wiele” – zapewniał nas Chrystus (J 14,2).
Pan Jezus powiedział: „Gromadźcie sobie skarby w niebie, gdzie ani mól, ani rdza nie niszczą” (Mt 6,20). Czas nasz na ziemi jest czasem próby i czasem przygotowania się do życia wiecznego w niebie. Każdy nasz dzień to duchowa walka o wieczne zbawienie. Każdy nasz czyn dobry będzie wynagrodzony przez Bożą miłość i hojność. A nagroda przekroczy nasze najśmielsze oczekiwania! Bóg bowiem wynagradza swoich czcicieli w sposób Boski. Do nieba nie idzie się drogą luksusu i przyjemności. Do nieba idzie się drogą krzyża i cierpienia. „Przez wiele ucisków trzeba nam wejść do królestwa niebieskiego” (Dz 14,12). Św. Grzegorz Wielki mówił, że wielką nagrodę osiąga się tylko przez wielki trud.
Niektórzy obawiają się, że niebo może się znudzić. Całą wieczność się modlić? – pytają. Bóg jednak jest gwarancją, że znużenie nie jest możliwe. Bóg jest w stanie zapewnić nam ciekawą wieczność! Przez całą wieczność odkrywać będziemy Istotę Boga, którego każdy z przymiotów jest nieskończony. Godny przytoczenia jest opis doświadczenia duchowego św. Faustyny: „Dziś w duchu byłam w niebie i oglądałam te niepojęte piękności i szczęście, jakie nas czeka po śmierci. Widziałam, jak wszystkie stworzenia oddają cześć i chwałę nieustannie Bogu; widziałam, jak wielkie jest szczęście w Bogu, które się rozlewa na wszystkie stworzenia, uszczęśliwiając je, i wraca do Źródła wszelka chwała i cześć z uszczęśliwienia, i wchodzą w głębie Boże, kontemplują życie wewnętrzne Boga: Ojca, Syna i Ducha Świętego, którego nigdy ani pojmą, ani zgłębią. To Źródło szczęścia jest niezmienne w istocie swojej, lecz zawsze nowe, tryskające uszczęśliwieniem wszelkiego stworzenia. Rozumiem teraz św. Pawła, który powiedział: Ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani weszło w serce człowieka, co Bóg nagotował tym, którzy Go miłują” (Dzienniczek p. 777-778).
Ta kontemplacja Boga zaczyna się już na ziemi. Już tu zaczynamy poznawać Boga. Już tu odczuwamy radość z wiary w mocy Ducha Świętego. „Kto wierzy w Niego, nie podlega potępieniu” (J 3,18). Myślę, że nie ma większego szczęścia na ziemi jak trwanie w Bogu, w stanie łaski uświęcającej. Jaką radość daje poznanie nauki katolickiej?! Ten więc proces poznawania Boga i życia w Nim zaczyna się już na ziemi. Kiedy nakłada się na dziecko ochrzczone białą szatę kapłan mówi do niego: „Przyjmij szatę białą i donieś ją nieskalaną przed trybunał Pana naszego Jezusa Chrystusa, abyś miała życie wieczne”. Ta biała szata chrztu to symbol stanu łaski uświęcającej na duszy. Kiedy popełnia się grzech ciężki następuje jakby gwałtowne zdarcie tej szaty z duszy i potrzeba sakramentu spowiedzi św. Podobnie kiedy kapłan podaje zapaloną świecę mówi: „Przyjmij świecę płonącą i nienagannie strzeż Chrztu swojego, zachowuj przykazania Boże, abyś, gdy Pan przybędzie na gody, mogła wyjść na Jego spotkanie ze wszystkimi Świętymi w przybytku niebieskim i żyła na wieki wieków”. I tu wielkie zadanie rodziców i chrzestnych, by tak prowadzić wychowanie do wiary, wychować przyszłych obywateli nieba!
Niebo to wieczna wspólnota miłości jego mieszkańców. Niebo będzie doświadczaniem miłości Boga w Trójcy Przenajświętszej, ale i Najświętszej Maryi Panny, Aniołów, Świętych i Błogosławionych oraz wszystkich zbawionych. Wszyscy będą jednością (J 14,21). Uczony Suzo pisał, że miłość między niebianami jest tak wielka, że nawet ktoś, kto był na ziemi nam obcy, miłuje nas bardziej niż najczulsi rodzice swoje dziecko. Stąd według św. Augustyna to właśnie miłość odróżnia dzieci królestwa od dzieci zatracenia. A jaka będzie radość ze spotkania przyjaciół i rodziców! „W niebie oczekuje nas wielka liczba naszych przyjaciół” – woła św. Cyprian. Do służebnicy Bożej s. Leoni Nastał Jezus powiedział: „Przyjęcie do nieba jednej duszy jest tak wielką rozkoszą dla świętych i aniołów, a zarazem tak wielką chwałą dla Boga, że gdybyś to pojęła, zrozumiałabyś moją tęsknotę za tobą. Matka cieszy się, gdy przychodzi na świat jej dziecię. Ale ta radość matki niczym jest wobec radości Boga przyjmującego na swe łono dziecię przychodzące z ziemi”. „Mnie są potrzebne dusze ludzkie, bo pragnę nimi zapełnić niebo. Ja mam nadmiar szczęścia, pragnę się nim podzielić, by uszczęśliwiać, nasycać, wzbogacać. Ach, komu Ja dam to, co wypływa z mego Serca - to dobro bez końca? Ono jest zrodzone w mym Sercu dla ludzi, moich braci, moich dzieci. Dla wszystkich starczy, byle zechcieli przyjmować. Matka czuje ból w swoim sercu, gdy chce dziecko obdarzyć, a ono lekkomyślnie odtrąca jej rękę, drwi z matki i odbiega od niej. To samo Ja przeżywam, w stopniu daleko większym, bo moje dary są bezcenne”. Bóg więc nas stworzył po to, by podzielić się z nami swoją miłością.
Najbardziej skryte pragnienia serca będą wypełnione Bogiem, który daje pokój. Księga Apokalipsy mówi, że nie będą łaknąć ani pragnąć (Ap 7,16). Nie będzie tam śmierci, smutku, ani skargi, ani boleści (Ap 21,4). „Nocy już więcej nie będzie, bo ich lampą Baranek” (Ap 25,5). Św. Bernardyn pisał, że wybrani nieba nie mogą też grzeszyć, gdyż wola ich przemienia się w wolę Boga jak kropla wody, wpuszczona do wina, przybiera natychmiast smak i barwę wina.
Rozkosze nieba będą trwać wiecznie. Gdyby nie trwały te radości wiecznie, to dusze w niebie drżałyby nieustannie na myśl ich utraty. Czy można by mówić wtedy o prawdziwej radości? Przecież prawdziwa miłość trwa wiecznie i „nigdy nie ustaje” – jak pisał św. Paweł w hymnie o miłości (1 Kor 13,8). Niebo więc będzie trwało na wieki, na zawsze, bez końca. W Bogu bowiem jest wieczne nunc – „wieczne teraz”.
Ponadto mistycy mówią o śpiewie zbawionych, który wypełni niebo. Mówią o zapachach, kolorach, jakich nie ma na ziemi. Św. Bernard napisał: „Nigdy człowiek nie widział światła niedostępnego, nigdy ucho nie słyszało niewyczerpanych symfonii, ani jego serce nie kosztowało tego niewyczerpanego pokoju”. „Tam – dodaje św. Augustyn – świeci światło, jakiego żadne miejsce nie może ograniczyć, tam rozbrzmiewa chwała i śpiewy, które nigdy nie ustają. Są tam zapachy, których podmuchy powietrza nie rozniosą, smaki, które nie zwietrzeją nigdy, dobra i słodycze, którym nie towarzyszy żaden niesmak ani żaden przesyt. Tam Bóg jest kontemplowany bez przerwy, jest poznawany bez błędu duchowego, chwalony bez znużenia i niezmiennie”. To wszystko jest jednak niczym w porównaniu ze szczęściem obecności Boga.
Również ciało otrzyma nagrodę życia wiecznego po zmartwychwstaniu. To ciało, które było narzędziem oddawanej Bogu chwały na ziemi również dostąpi uwielbienia i chwały w dniu ostatecznym. Ciało zmartwychwstałe na zawsze wraz z duszą otrzyma wieczną nagrodę albo wieczną hańbę. O tej perspektywie zmartwychwstania ciał nie można nam zapomnieć. Szczegółowo omawiam to w kazaniu o zmartwychwstaniu ciał.
Czasem ludzie zadają pytanie: „Jak możliwe jest szczęście nieba, kiedy ktoś bliski się potępi? Czy będę szczęśliwy, widząc najukochańszą osobę w ogniu piekielnym?”. Odpowiedzią na to pytanie jest sam Bóg. On jest źródłem miłości nieskończonej. W Nim zanurzymy się całkowicie i nie będzie miejsca na żadną tęsknotę. Poza tym dusze w niebie mają doskonałe poznanie Bożej sprawiedliwości, miłosierdzia i wolnej woli człowieka. Będą świetnie rozumieć, że Bóg dał im dość łaski, by się zbawili, ale oni jej nie wykorzystali. Będą wiedzieli też, że sami zbawili się dzięki łasce i Bożemu miłosierdziu płynącemu z Ofiary Krzyża. Miłosierdzie Boże będą więc wysławiali na wieki! Misericordias Domini in aeternum cantabo! Będą rozumieć, że cierpienie potępieńców jest wynikiem ich własnych grzechów i ich decyzji woli. Będą doskonale rozumieć, czym jest grzech i jakie są jego skutki.
Również często zadawane pytanie brzmi: Gdzie jest niebo? Obecnie w teologii podkreśla się, że niebo jest bardziej stanem niż miejscem. Tam, gdzie Bóg, tam niebo. W dawnych katechizmach możemy wyczytać, że niebo jest miejscem ponad gwiazdami, ponad tym widzialnym światem. Teologowie ci sugerują się wyrażeniem, że Chrystus zstąpił z nieba, wstąpił do nieba unosząc się, a także na końcu czasów zstąpi z nieba tak, jak widziano Go wstępującego do nieba (Dz 1,11).
Wspomnieć jeszcze należy o otchłani świętych ojców ("limbus patrum"). W Składzie Apostolskim mówimy, że „Chrystus zstąpił do piekieł”. Łacińskie określenie "limbus patrum" oznacza dosłownie "skraj ojców". Teologowie bowiem umiejscawiali tę otchłań w skrajnym kręgu piekła. Chodzi tu o stan dusz sprawiedliwych, którzy umarli przed Chrystusem i nie mogli iść do nieba, ponieważ było ono zamknięte poprzez grzech pierworodny. Dlatego sprawiedliwi Starego Testamentu jak np. Noe, Abraham, Mojżesz, prorocy itd. oraz inni sprawiedliwi szli do otchłani, gdzie oczekiwali na odkupienie. Dopiero poprzez krzyż Chrystus otworzył im niebo i zstąpił do nich, by wyprowadzić ich z otchłani i dać im wieczne szczęście nieba. Chrystus nie zstąpił więc do piekła, gdzie przebywali potępieni, ale do otchłani, gdzie przebywali sprawiedliwi, usprawiedliwieni przez wiarę i życie zgodne z sumieniem. Św. Tomasz z Akwinu pisał, że w otchłani panowała naturalna szczęśliwość, choć nie było widzenia Boga. Nie było też cierpienia jak w piekle. Otchłań przestała istnieć po zstąpieniu do niej Chrystusa. List św. Piotra mówi o Chrystusie: "Poszedł ogłosić zbawienie nawet duchom zamkniętym w więzieniu" (1 P 3,19).
Św. Jan w Apokalipsie pisze: „Potem ujrzałem: a oto wielki tłum, którego nie mógł nikt policzyć, z każdego narodu i wszystkich pokoleń, ludów i języków, stojący przed tronem i przed Barankiem. Odziani są w białe szaty, a w ręku ich palmy. I głosem donośnym tak wołają: Zbawienie w Bogu naszym, Zasiadającym na tronie, i w Baranku. (…) To ci, którzy przychodzą z wielkiego ucisku i opłukali swe szaty i we Krwi Baranka je wybielili” (Ap 7,9-10.14).
Czy my jednak poważnie myślimy o niebie? Czy tak naprawdę pragniemy znaleźć się wśród tego nieprzeliczonego tłumu zbawionych? Czy troszczymy się o stan łaski uświęcającej i zdobywamy zasługi na niebo? Czy upodabniamy się z dnia na dzień do Chrystusa? Dzisiejsza ceremonia chrztu św. przypomina nam o naszym powołaniu do świętości, o wiecznym przeznaczeniu naszej nieśmiertelnej duszy! Tak wielu ludzi chodzi dziś w grzechu ciężkim, nie spowiadając się już. Tak wielu w ogóle nie zastanawia się nad wiecznością i stanem swojej duszy!
Podejmijmy więc realną troskę o nasze zbawienie. Zatęsknijmy za niebem, powracając do łaski chrztu. Św. Ludwik król Francji mówił, że bardziej ceni sobie chrzcielnicę nad tron królewski. Mówił, że w chwili śmierci straci godność króla, a godność dziecka Bożego, otrzymaną na chrzcie św. zachowa na wieki! Dlatego niech brzmi w naszych sercach nieustannie obietnica Chrystusa: „Bądź wierny aż do śmierci, a dam ci wieniec życia” (Ap 2,10).